wtorek, 29 lipca 2014

Trzydziesty-ósmy.

Dzięki za wytrwałość, komentarze i wyświetlenia. Love x


-Louis-
Czekałem chwilę patrząc na miejsce, w którym stała przed chwilą Karen. Chciałem jej wszystko powiedzieć jeszcze raz, tak żeby mnie usłyszała, żeby zrozumiała ile dla mnie znaczy i cierpienie z jej powodu, jej widok, to moje ukojenie. Stałem jakby moje nogi wtopiły się w drewnianą podłogę tego pierdolonego domu, z sercem walącym jak młot i drżącymi rękoma. Zastanawiałem się czy powinienem wyjść bez jakiegokolwiek słowa, po prostu zostawiając ją w tym całym gównie, w jakie się wpakowała. Myślałem, że to byłoby prostsze, wyjść i zapomnieć jakby to się nie działo naprawdę, jednak zrozumiałem, że wtedy ból byłby jeszcze większy. Gdybym tylko zostawił ją, nie walcząc, poddał się jak dzieciak w szkole, którego nękają starsi, po prostu stał i przyjmował ciosy. Po chwili namysłu, zrobiłem w końcu krok idąc za nią do salonu, w którym ona już dyskutowała z Derekiem. Kurwa, jak ja nienawidziłem tego gościa. Był chory. I chuj mnie obchodzi czego chce od Zayna, to jest jego córka. Oparłem się o ścianę, nie zwracając na siebie niczyjej uwagi. Nie chciałem się jeszcze wtrącać, tak więc słuchałem i analizowałem słowa tego potwora.
   -Czego chcesz od Zayna? -zapytała już pewnie Karen
Podziwiałem ją. Była taka silna, opanowana i odważna, kiedy mi trzęsły się gacie. To miejsce było przerażające tak samo jak ci wszyscy ludzie. A wśród nich ona sama.
   -Słoneczko, myślę, że to nie twoja sprawa. Jednakże, mogę ci powiedzieć, że potrzebuję od tego chłopaka kilu nazwisk, których do tej pory nie chce mi podać. To wystarczy po tym, że już nie jesteście razem, ponieważ gdyby tak nadal było, to oh skarbie, chciałbym od niego dużo więcej.
Kilku nazwisk? Dla czego ten pajac nie poda mu tych pieprzonych nazwisk i zaoszczędzi wszystkim kłopotu?
   -Rozumiem. Kiedy mogę go zobaczyć?
   -Myślałem, że spędzisz trochę czasu ze swoim tatusiem. 
   -Wolałabym umrzeć.
   -Uważaj na słowa kwiatuszku, bo twoje życzenia są moim priorytetem
Co za kurwa potwór. I w dodatku hipokryta!
Minęło kilka minut i Karen spojrzała w moją stronę. Uśmiechnęła się blado po czym podeszła do mnie. Tak bardzo jak tego chciałem, tak samo nie chciałem jej blisko siebie. Popatrzyłem smutno w jej duże oczy, a ona znów przejechała dłonią po moim policzku, po czym położyła ją na moim karku, masując delikatnie skórę.
   -Myślałam, że już pojechałeś.
   -Nie, postanowiłem jeszcze raz błagać Cię żebyś pojechała ze mną. Karen, nie możesz tu zostać
   -Ale chce, Louis. Muszę.
   -Czujesz się winna?
Cisza.
   -Kar, do jasnej cholery, chyba nie mówisz poważnie!?
   -Louis, gdyby nie ja, ten chłopak nie miałby żadnych problemów...
   -Oh uwierz mi, miałby. Poza tym tu nie chodzi tylko o Ciebie tylko jakieś nazwiska tak? Jest głupi, że nie dał mu tego co chciał, a teraz naraża na to wszystko Ciebie. Karen, błagam Cię.
Wpatrywaliśmy się w siebie bez słowa. Myślałem, że zaraz wybuchnę, kiedy odezwał się głos z końca pokoju. Derek.
   -Jeśli chcesz zobaczyć się z chłopakiem, to jest ten czas, córeczko.
Spojrzała na mnie przepraszająco po czym prędko wspięła się na palce i musnęła swoimi delikatnymi ustami mój policzek. To wszystko było takie dziwne i nierealne.
   -Przykro mi Louis.
   -Kar!
   -Do zobaczenia.
Odsunęła się ode mnie i podążyła za jakimś gościem na dół do piwnicy jak przypuszczam, kilka razy jeszcze odwracając się. Po tym czas przyśpieszył, nim zdążyłem upaść na kolana z bezsilności, już ktoś wyprowadzał mnie na zewnątrz. Siedziałem w samochodzie patrząc na miejsce pasażera i słyszałem jej śmiech. Kurwa mać.
Odjechałem, zostawiając za sobą pisk i ślady opon. No i może cały mój świat.

-Karen-
Nogi drżały mi z przerażenia kiedy szłam za jakimś dryblasem, żeby zobaczyć się z Zaynem. Gość miał co najmniej dwa metry wzrostu, do tego był nieźle napakowany. Bałam się też tego, co zastanę. Szliśmy korytarzem kamiennych schodów, a kiedy dotarliśmy na miejsce, moje serce niemalże stanęło. Kolana ugięły się pode mną i nie wiedziałam czy powinnam płakać, piszczeć, czy może skakać z radości, że widzę Malika. Zostałam sama, po tym jak pionek taty poszedł z powrotem na górę. Nie ruszałam się, przyglądając się w milczeniu Zaynowi. Leżał skulony w rogu, obok łóżka z rękoma na brzuchu. Zaciskał usta z bólu, co tylko sprawiło, że do moich oczu napłynęły łzy. W pomieszczeniu paliła się jedna mała lampka, dając światło na jego twarz. Kiedy na mnie spojrzał, wzięłam głęboki wdech i zrobiłam krok w przód. Jego widok sprawiał mi ból. Podbite oko i rozwalona warga. Okropne siniaki na potężnych ramionach i zadrapania. Nim zdążyłam podejść do niego, odezwał się, sprawiając że prawie podskoczyłam.
   -Co Ty tu kurwa robisz? -cicho zapytał, jednak było wiadome, że jest zły
   -Wyciągnę Cię stąd, Zayn
   -Nie powinno Cię tu kurwa być. A teraz zrób mi przysługę i wypierdalaj stąd!
Patrzyłam w jego przekrwione źrenice, przerażona i zszokowana. Rozpłakałam się w ciągu sekundy, na co on nawet nie zareagował. 
   -Zayn.. ja... Boże, co oni Ci zrobili
Przełamałam się i zapłakana podeszłam do niego, ujmując jego twarz w dłonie. Od razu się odwrócił, nie chcąc mojego dotyku. Ałć, ogromny cios w serce.
   -Nie jesteśmy razem. Nie jesteś mi nic winna. Spadaj, słyszysz?!
Nagle krzyczał, jakby jego cały ból zniknął. Furiat który się w nim skrywał, obudził się na dobre.
Zacisnął zęby po czym surowo spojrzał na mnie, tkwiącą wciąż w tej samej pozycji. Bez niczego, odepchnął mnie tak, że upadłam do tyłu. Leżałam na ziemi dosłownie rycząc. Nie miałam pojęcia co w niego wstąpiło, dlaczego akurat mnie nie chciał. Przecież chciałam mu pomóc. Nie miałam siły ani ochoty się podnieść. Zimna podłoga była moją przyjaciółką, która dała swoje ramię, bym mogła się wypłakać. On siedział nie wzruszony, powtarzając moje imię, bym na niego spojrzała. Kiedy to zrobiłam, jego wyraz twarzy się zmienił. Złagodniał i posmutniał, po czym powolnym ruchem podszedł do mnie i przykucnął obok. Chwycił mnie za ramiona i podniósł, pozwalając bym niemalże zatopiła się w jego uścisku. Trwaliśmy przytuleni w ciszy, dzieliło nas zaledwie kilka milimetrów. Czułam na szyi jego ciężki oddech, a chwilę później mokre usta zostawiające na niej ślady. Całował mnie tak delikatnie.
   -Przepraszam -szepnął- Nie chciałem, żebyś mnie oglądała w tym stanie.
Odsunęłam się trochę i pogłaskałam jego policzek na co syknął z bólu. Przegryzłam wargę na ten dźwięk i zbliżyłam się powoli i tak delikatnie jak on ucałowałam obolałe miejsce.
   -Jestem słaby. Nie jestem już dla Ciebie wystarczająco dobry, wyglądam kurewsko źle. Ledwo się ruszam. Cholera, spójrz na moje usta, to chyba nigdy się nie zagoi. Nie rozumiem co Ty w ogóle tutaj robisz, mała.
   -I to jest to czym się martwisz? Że już nie działasz na mnie tak jak wcześniej? Że źle wyglądasz? Zayn. Jesteś zamknięty w pieprzonej piwnicy, na górze jest banda naprawdę popieprzonych ludzi, a Ty myślisz teraz o czymś takim?
Oboje się zaśmialiśmy. Boże, tak bardzo mi tego brakowało.
   -Poza tym, dla mnie zawsze będziesz tak samo dobry. Niezależnie czy jesteśmy razem czy nie albo od tego jak wyglądasz.
Wtuliłam się w niego tak mocno, że z bólu jęknął jeszcze bardziej. Podwinęłam jego koszulkę, a oczom ukazały się ślady po cięciach i siniaki na żebrach. Przejechałam delikatnie wzdłuż blizn, a brunet wstrzymywał oddech.
   -Czego oni od Ciebie chcą, Zayn? Co się wydarzyło?
   -Nie powinnaś się tym przejmować. Daj mi się Tobą nacieszyć.
Nie wiedziałam co miał na myśli, dopóki mnie nie pocałował. Namiętnie i z pasją, jak nigdy, ale to nigdy wcześniej. Wplątując dłonie w jego ciemne włosy czułam, jak się napina. Po chwili przestał i łapiąc moją twarz w dłonie, spojrzał mi prosto w oczy. 
   -Nie jesteśmy razem, będziesz tego żałować. To...
   -To jest to czego właśnie chcę. Chcę czuć Twój dotyk, twoje usta na moich, usta zostawiające ślady na moim ciele, chce drżeć z podniecenia i czuć Cię. 

-Zayn-
Karen chwyciła moją dłoń i przesuwała nią po swoim ciele, od szyi po sam dół. Co chwilę zatrzymywała się, mówiąc gdzie dokładnie chce bym ją dotykał.
   -Tutaj. I tutaj. Jeszcze tu...
Jej głos brzmiał podniecająco, spokojny ton, pobudzający moje zmysły.
   -Co jeśli ktoś wejdzie?
Chwilę jakby się zawiesiła rozmyślając nad odpowiedzią. Przegryzała wargę, sprawiając, że stawałem się coraz twardszy.
   -Jeśli ktoś wejdzie, będziemy mieć kłopoty. Przecież już i tak je mamy Zayn.
Jeśli dziś jesteśmy w piekle, to ciekawe gdzie będziemy jutro.





Mam nadzieje, że rozdział się podoba, 
mi szczerze pasuje i warto było dłużej się z nim pomęczyć,
bo następny będzie łatwiej napisać.
bye x

pytania: ask.fm/sandruszeek
instagram: sandruszeek
twitter: sandruszeek

niedziela, 13 lipca 2014

Trzydziesty-siódmy

wyjaśnienie: 12komentarzy to dla mnie znak, żeby pisać kolejny rozdział, 
to nie działa tak, że jest 12 i automatycznie dodaje, a im więcej tym szybciej pędzę pisać haha
+25TYŚ WYŚWIETLEŃ COOOOOOOOOOOOOOOOO ♥


 12 komentarzy - następny :) 



Julia Stone - All Of me: klik.
Mój świat się zatrzymał. Czas jakby stanął w miejscu. Łzy zasłoniły cały mój obraz, a cisza, która wypełniała pomieszczenie była jeszcze bardziej przygnębiająca. Stałam jak wryta i patrzyłam w stronę drzwi, przy których stał mój brat z kamienną twarzą, a obok niego przerażony Niall i moja przyjaciółka, pocierająca troskliwie jego plecy. Za mną stał Louis, milczał tak samo jak każdy z nas, choć słyszałam jego ciężki oddech. Moje serce waliło tak mocno, jakby zaraz miało wyskoczyć. To cud, że jeszcze w ogóle funkcjonowało, bo czułam jakbym właśnie je straciła, jakby ktoś wyrwał je ze mnie sprawiając, że powoli umieram. Myśl o tym, że mój ojciec dopuścił się czegoś takiego była tak straszna... nieważne jak złym człowiekiem był, nieważne, czy byłam tego świadoma. Poczułam się jak zdradzony człowiek,zostałam zdradzona przez jedną z najbliższych choć za razem tak dalekich mi osób. Ostrzegał mnie, on mnie kurwa ostrzegał.
Padłam na kolana, a Louis obok mnie. Szeptał, że nie mogę się teraz załamać. Że to nie koniec. Niall błagał, raz, drugi i dziesiąty, błagał bym coś zrobiła. Tylko co ja mogłam zrobić? Czułam się taka mała, krucha i bezsilna. "Jesteś beznadziejna" - kilkakrotnie słowa Zayna odbiły się echem w mojej głowie. Byłam i to cholernie bardzo, a on od zawsze miał rację. 
   -Proszę, zrób coś Karen -błagalnym tonem powiedział Niall, kiedy wreszcie na niego spojrzałam
   -Co ja mam do cholery zrobić? Nic nie mogę, nawet nie wiem jak mam pomóc -szlochałam
Blondyn patrzył na mnie z szeroko otwartymi oczami. Jak poparzony odsunął się od Penny i klęknął przede mną, tak, że nasze twarze były na tej samej wysokości. Patrzyłam w jego błękitne oczy, pełne smutku i żalu, choć na jego twarzy pojawił się grymas złości. Położył dłonie na moich ramionach i ścisnął na tyle mocno, że jęknęłam cicho z bólu.
   -To twój ojciec! Na pewno dasz radę coś zrobić. Cokolwiek.
   -Horan, wystarczy. To ją boli. -wymamrotał Lou, a blondyn zabrał swoje ręce
Tak to prawda. Derek Stone był moim ojcem, ale od dawna z nami nie mieszkał. Nie utrzymywał kontaktu. Ostatni raz, gdy go widziałam, to wtedy, gdy byłam z Malikem, a on mu groził. Jak mogliśmy być tacy głupi by to zlekceważyć? 
   -Nie mamy z nim kontaktu Niall, przepraszam...
   -Możemy mieć. Mama na pewno ma jakiś numer, cokolwiek. Myślę, że on i tak czeka na twój telefon Karen. -wtrącił Zack, a cała nasza czwórka spojrzała w jego stronę
Derek chciał mnie przed nim ochronić, chciał, żeby cała rodzina Zayna zniknęła z mojego życia, tylko dlaczego? Przecież wiem juz wszystko, nic nie ukrywają. Czy może być więcej? Cholera, przecież my nawet już nie jesteśmy razem! W tej chwili znienawidziłam go jeszcze bardziej. 
Wstałam i otarłam łzy. Dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że domówka nadal trwa, a głośna muzyka dobiegająca z dołu, roznosi się po całym domu. Jakim cudem udało mi się wyłączyć kompletnie od świata i ogłuchnąć  na tyle by słyszeć tylko własne myśli?
   -Błagam,cokolwiek.. -ponownie prosił Niall.
Ręcę mi drżały, a głowa rozbolała jak nigdy. Wzięłam głęboki oddech i popatrzyłam chwilę w sufit. 
   -Dobra. Gdzie jest Harry? -spytałam wreszcie
   -U Malików, tutaj w Brighton. Ale oni są kompletnie bezradni. Nikt nie wie gdzie jest wasz ojciec, równie dobrze może być poza miastem. Liczy się każda sekunda, Zayn to mój przyjaciel i...
   -Znajdziemy go.
Powiedziałam i objęłam blondyna w pocieszającym uścisku.


Kiedy tylko Penny zakończyła imprezę, a wszyscy obecni na niej ludzie, po ogromnych żalach opuścili dom, cała nasza piątka - tak, łącznie z Louisem, pojechała do mojego domu. Jedyną osobą, która na tę chwilę mogła nam jakkolwiek pomóc, była moja mama. Gdy dojechaliśmy na miejsce, w kuchni paliło się światło, co dzięki Bogu znaczyło, że wróciła z pracy. Bez "cześć mamo" czy "dzień dobry" obrzuciliśmy ją pytaniami dotyczącymi ojca. Przez chwilę patrzyła na nas jak osłupiała, do niej również nie dochodziło to, co się wydarzyło. Usiadła na krześle, a my staliśmy i gapiliśmy się na nią jak na wyrocznie. Milczała dłuższą chwilę, po czym wzięła łyk kawy i zakryła twarz dłońmi. 
   -Mamo? Wszystko w porządku? -spytał brat
   -Tak.. tylko ja nie wiedziałam... Karen wybacz mi.
Wszyscy patrzeliśmy na nią zdezorientowani. Do cholery jasnej, niech ta kobieta zacznie mówić!
   -Czego? Co się stało? -niemalże krzyczałam
   -Nie wiedziałam, że rozstałaś się z Zaynem. 
   -Kurwa i to o to właśnie chodzi? Zastanów się co jest teraz ważne, do diabła!
Zack wybuchnął, zanim zdążyła dokończyć. Jestem pewna, że nie zrobiłby tego gdyby jej pozwolił.
   -Dzwonił Twój ojciec. I.. on pytał o was. Mówił jak bardzo zły dla Ciebie jest ten chłopak, a ja przekonywałam go, że jesteś szczęśliwa i...
   -O mój Boże! -wypaliłam, a po policzkach spłynęły łzy.
Gdyby on nie dzwonił, gdyby ona wiedziała, gdyby nie mówiła mu że jesteśmy nadal razem, nic by się nie wydarzyło. Wiem, że to nie jej wina, ale po części się temu przyczyniła. 
   -Daj mi jego numer.
Cisza.
   -No dawaj! -krzyczałam zanosząc się od płaczu, a Penny próbowała mnie uspokoić.
Gdy wreszcie podała mi kartkę z przeklętymi cyframi, bez zastanowienia wykręciłam numer. Jeden sygnał, trzy, osiem. Nikt nie odbierał. Spróbowałam więc ponownie i tym razem niemalże natychmiast odezwał się gruby, basowy głos Dereka. 
   -Któż to się odezwał! Czyżby mój aniołek?
   -Daruj sobie i powiedz gdzie jest Zayn!
Śmiech. Niósł się na tyle, że każdy obecny w kuchni to słyszał.
   -To cię bawi tak? Niszczenie życia innym, bicie i porywanie ludzi cie bawi potworze?! -darłam się ja pojebana. Byłam kompletnie wyprowadzona z równowagi, jakby furiat Malika wstąpił we mnie.
   -Aniołku, uważaj na słowa. Skoro nazywasz mnie potworem, to równie dobrze mogłabyś tak mówić na swojego ukochanego prawda? Czy to kłamstwo, że Cię porwał? -znów śmiech.
   -Co? Nikt mnie nie porwał! Skąd masz takie informacje?!
Wszyscy przysłuchiwali się naszej rozmowie, którą chwilę wcześniej dałam na głośnik. Obserwowałam twarze przyjaciół, a Louisa szczególnie wydała się podejrzana. Denerwował sie i cały zbladł.
   -Oh, juz ci wszystko wyjaśniam córeczko,
   -Nie nazywaj jej tak! Ty nie masz już dzieci! -wtrącił Zackary
   -Witaj synu, miło cię słyszeć. A teraz pozwólcie więc, że dokończę, dobrze? Dostałem tą informacje od młodego Tomlinsona. Louis, prawda?
Zamarłam. Spojrzałam na jeszcze bledszego Lou, który ruszał ustami przepraszając. Miałam ochotę go walnąć w twarz, ale postanowiłam się powstrzymać. Przestraszyłam się, gdy Niallowi od siły nacisku pękła w dłoni szklanka. Był wkurwiony. Całe szczęście Penny i moja mama szybko zabrały go do łazienki by opatrzeć ranę, bo nie wiem co by zrobił chłopakowi.
   -Masz błędne informacje. Przestarzałe, rzekłabym. Rozstałam się z Zaynem i nie chcę by przeze mnie cierpiał. Nie zasługuje na to, a ty już nie masz przed czym mnie bronić, słyszysz?!
   -Daj mu spokój, powiedz gdzie jest ty jebany skurwielu -wtrącił Zack
Ojciec milczał, a my razem z nim. Było tylko słychać jego sapanie, wydawało się, że nad czymś się zastanawia. Tego dnia serce nie przestawało mi bić ze zwiększoną prędkością, ani razu. Denerwowałam się, oczekując jego odpowiedzi. Patrzyłam to na brata, to na Lou. Jego twarz zmieniła wyraz. Było mu przykro i czuł się winny.
   -Zgoda. 

Po tym jak ten gnój powiedział gdzie są, Horan zadzwonił do Stylesa i wszystko mu opowiedział. Warunkiem spotkania z moim ojcem i Zaynem, było to, żebym przyjechała sama, chociaż fakt, że nie mam prawa jazdy sprawił, że łaskawy potwór pozwolił zabrać ze sobą Tomlinsona. Tylko dlaczego do kurwy nędzy jego? Nie miałam ochoty z nim rozmawiać, byłam wściekła i mogło źle się to skończyć. Nie obeszło się bez rozmowy ze starym Malikiem. Jego ton i opanowanie mnie zadziwiało, chociaż bardziej zdziwiło mnie, gdy powiedział, że mi ufa i że wszystko będzie dobrze. Może pod tą postawą zimnego drania kryło się coś więcej? Może wierzył w swojego syna i to jaki jest silny, tak bardzo jak teraz we mnie?
Po zakończonej rozmowie, prędko się przebrałam w zwykłe jeansy, bo obcisła sukienka kompletnie się nie nadawała na tę "wyprawę". Od momentu, gdy wsiedliśmy do auta, nie odezwałam się słowem do Lou. Po kilku jego próbach przepraszania, których już kompletnie miałam dosyć, zamilkł. 
   -Nie musisz tego robić, to znaczy musisz, bo kazał ci jechać ze mną, ale wiesz o co mi chodzi-mruknęłam
   -Ale chce. Czuje, że muszę, wiesz?
   -Dla mnie?
   -Poniekąd, owszem.  Ale Zayn był moim przyjacielem, czuję się trochę winny. Byłem wkurwiony i nagadałem wiele rzeczy ludziom twojego ojca. Jestem mu to winien. Koleś nie zasługuje na to.
Czy tylko mi wydaje się to dziwne?
   -Totalnie was nie rozumiem. Raz się nienawidzicie, walczycie o laski, o mnie, a potem chcesz go ratować od tak? Chcesz zostać jakimś bohaterem, czy co? 
Pokręciłam z niedowierzaniem głową i odwróciłam się patrząc za szybę. Była prawie 3 nad ranem.
   -Uwierz, że sam tego nie rozumiem. Ale to coś, co łączy mnie i jego od dawna, i choćby nie wiem co w takich chwilach będę po jego stronie, dopóki ta sprawa nie będzie między nami oczywiście. Bo wtedy, staje się dla mnie nikim. Bohaterem? To ty tutaj grasz rolę bohaterki, Kar, nie ja.
Milczałam zastanawiając się nad jego słowami. Faktycznie może byłoby lepiej, gdyby mnie nie było.
   -Karen bohaterka. -powtórzył i wybuchnął śmiechem
Nie mogłam się powstrzymać i dołączyłam do niego, śmiejąc się żałośnie. To wcale nie było takie zabawne, Zayn mnie potrzebował. 

Po 2godzinach dojechaliśmy do Southampton. Miejsca, w którym ojciec chciał się spotkać. Zatrzymaliśmy się przy jakiejś starej kamienicy, przed której bramom stali jego pachołkowie. Tępe osiłki mojego taty. Odruchowo po wyjściu z auta, złapałam rękaw kurtki Louisa. Nie czułam się ani trochę silna czy odważna, nie czułam się bohaterką. Byłam załamana tą sytuacją i cholernie bałam się tego co mogę zobaczyć. Nie byłam nawet przygotowana na to, ani przez chwilę nie próbowałam wyobrazić sobie jaki widok nas czeka, co nas tu zastanie i jak wygląda Zayn. Po prostu chciałam go stąd zabrać, jak najszybciej. W momencie, gdy weszliśmy do środka, poczułam chłód i przeszły mnie ciarki. Jeszcze mocniej ścisnęłam rękaw Tommo, czując przez to jak się spiął. Spojrzałam ku górze na jego twarz. Był poważny i wyglądał na bardzo zdeterminowanego. Nie bał się, był dla mnie ogromnym wsparciem, tym samym dając mi siłę. Podążyliśmy w stronę pokoju, w którym zapalone było jasne światło i słychać było głosy i donośne śmiechy mężczyzn. Po wejściu, od razu rzucił mi się w oczy mój obleśny ojciec. Na mój widok zamilkł, co zresztą zrobili pozostali, po tym jak machnął ręką. On był jakimś mafiozo czy co?
   -Gdzie Zayn? -zapytałam powstrzymując drżenie mojego głosu
   -Nie przywitasz się aniołku?
Wstał z ogromnego fotela i podszedł do nas. Stał na przeciwko mnie. Gdy potarł swoją brudną łapą mój policzek, cofnęłam się w tył. Przeniósł wzrok na Lou i poklepał go po buzi, na co chłopak nawet nie zareagował.
   -Was również miło widzieć.
Wszyscy obecni się przyglądali, co chwila mówiąc coś między sobą.
   -Gdzie on jest, Derek? -zapytał Louis
   -Zanim wam powiem, mam warunek.
   -Jaki jeszcze warunek do cholery? Jesteś nienormalny! Pobiłeś i porwałeś go bez powodu, jesteś chory! Powiedz mi natychmiast gdzie on jest! -krzyczałam

-Louis-
Cała ta sytuacja wyglądała jak jakaś scena z filmu, gdy bezbronna niczemu winna dziewczyna ratuje swojego ukochanego, który zalazł za skórę złym ludziom. Przez moment byłem niemalże pewny, że ojciec Karen nie zamierza jej nic powiedzieć, że to tylko jego chora gierka. Ten skurwiel wyglądał na takiego, który sam sprawia, że ludzie cierpią, a potem jak gdyby nigdy nic, to on jest tym, który może dać im to czego w tym momencie potrzebują. Pierdolony bohater. To tak nie działa, słyszysz stary pojebańcu!?
Nie mogłem już patrzeć, jak Karen cierpi. Mimo, że trzymała się całkiem nieźle i dobrze to ukrywała, jej oczy wyrażały wszystko. Była załamana i czuła się bezradna, a przecież tu była. Zrobiła już naprawdę wiele. Derek milczał długo, nim podał swój kolejny warunek - zjebany warunek.
   -Chłopak tu zostanie. Mam pewną sprawę, w której tylko on może mi pomóc. Więc jeśli chcesz, żeby był w jakiś sposób bezpieczny, zostaniesz ze mną córeczko.
Ten skurczybyk zwariował! W życiu nie pozwolę Karen by tu została! Nie ma mowy! Kiedy już chciałem zaprzeczyć, odezwał się mój cały świat.
   -Zgoda.
Co do kurwy, Karen!?
Nie zwracając uwagi na widownię i tego pedała obok nas, pociągnąłem ją na korytarz.
   -Zwariowałaś!?
   -Nie. Tak. Może?
   -Boże dziewczyno, nie możesz tu zostać! Widziałaś tych ludzi!?
Położyła dłonie na moich obu policzkach i pogłaskała je delikatnie.
   -Wiesz Louis...jeśli kogoś kochasz tak mocno, że samo to uczucie sprawia Ci ból, a jednocześnie daje ukojenie, to nie pozwolisz by jakikolwiek inny ból was dopadał. Nie chcesz by któreś z was cierpiało w żaden inny sposób i ja nie pozwolę by on cierpiał. Chcę być jego ukojeniem. 
Nie mogłem wypowiedzieć ani jednego słowa. Sam ją tak bardzo kochałem, że czasem chciało mi się rzygać, ale to, gdy powiedziała jak wiele dla niej znaczy Zayn, rozjebało moje serce w proch. Nie miało sensu dłużej bić.
   -Wiesz o tym prawda? -spytała ponownie, cichutko
   -Wiem. Nie wiesz jak bardzo jestem tego świadom. 
Szepnąłem cicho i żałośnie, gdy ona już wróciła do pokoju. Nie słyszała, nie miała pojęcia.






*JEJUJEJUJEJUJEJUJEJUJEJUJEJUJEJEJUJEJU*
OMÓJBOŻE, ZABIŁAM SAMĄ SIEBIE KOŃCÓWKĄ I TYM GIFEM JESZCZE,
MAM NADZIEJE, ŻE SIĘ PODOBA. PROSZĘ O GRONO KOMENTARZY,
JESTEM CIEKAWA WASZYCH OPINII I PRZEMYŚLEŃ!
+W NASTĘPNYM ROZDZIALE KAREN ZOBACZY ZAYNA, AJHDKSB!
BUZIACZKI X

poniedziałek, 7 lipca 2014

Trzydziesty-szósty

  12 komentarzy - następny :)   
WE WTOREK BYŁO 21 TYSIĘCY A DZIŚ SĄ 24 TYSIĄCE SICCCCK, JESTEŚCIE MEGA ♥ 


Po tym jak nawzajem obiecaliśmy sobie, że będziemy szczęśliwi zapadła przygnębiająca cisza. Przez chwilę patrzeliśmy sobie w oczy, a kiedy na twarzy bruneta pojawił się słaby uśmiech, nie wytrzymałam i spuściłam wzrok na dół, patrząc ślepo w podłogę. Nadal słyszałam głośne bicie mojego serca, byłam wręcz pewna, że on również to słyszy. Mimo, że zakończyliśmy nasz związek na dobre, to bycie tak blisko Zayna sprawiało, że traciłam zmysły, schło mi w gardle i zaczynałam się denerwować. Nie wstałam i nie odeszłam, a przecież nasza rozmowa była zakończona. Byłam tam, siedziałam wciąż obok niego, jakby ktoś przykleił mój tyłek do podłogi. Nie mogłam już dłużej znieść jego wzroku na sobie, tego ciężkiego powietrza wypełniającego przestrzeń między nami, które z każdą sekundą robiło się gęstsze. 
   -Skończyliście już? -zapytał Harry pocierając kark, gdy wszedł do salonu
   -Tak 
   -Nie
Ja i Malik odpowiedzieliśmy w tym samym momencie. Zaskoczona jego odpowiedzią spojrzałam na niego, co zrobił również lekko zdezorientowany Harry.
   -Chciałbyś jeszcze coś powiedzieć, Zayn? -zapytałam łamiącym się głosem.
Przez chwilę nie odpowiadał. Miał zamknięte oczy, a jego kości policzkowe drżały.
   -Nie. Jedźcie już.
   -Jesteś pewien stary? Mogę zostać jeśli chcesz, Niall przyjedzie po Karen.
   -Powiedziałem jedźcie, Harry. -wyszeptał choć brzmiał stanowczo
Wstałam i razem ze Stylesem szybko wyszliśmy na zewnątrz. Nie wiem czy powinniśmy go zostawiać samego, ale to nie było już moją sprawą. Nie mogłam pozwolić sobie na współczucie. Daliśmy sobie spokój powinnam ruszyć dalej. Gdybym tylko dłużej się nad tym zastanawiała, pewnie nigdy byśmy nie opuścili tego domu.

Jechaliśmy w kompletnej ciszy. Harry skupiony był na drodze, a ja za wszelką cene starałam się opanować swoje myśli i skupić na czymś innym niż Zayn. Chciałam wyzbyć się wspomnień, choć nie było to możliwe. Kiedy już zbliżaliśmy się do mojej ulicy, auto zwolniło. Oderwałam wzrok od szyby, na której do tej poky skupiał się mój wzrok i spojrzałam na Hazzę. Wydawał się spięty, nerwowo zaciskał dłonie na kierownicy i kręcił się na siedzeniu.
   -Coś się stało? -spytałam cicho
   -Nie
Kiedy Harry fuknął ponownie odwróciłam wzrok w przeciwną stronę. Dlaczego w ogóle mnie to obchodziło? Przecież to Harry. Mogłam równie dobrze wcale nie pytać i udać, że go tam nie ma.
   -Dobra, właściwie to... -zaczął zatrzymując samochód pod moim domem -Spójrz na mnie do jasnej cholery Stone. -warknął, a ja posłusznie wykonałam prośbę, a raczej jego polecenie.
   -Chciałem Ci tylko podziękować. I to wszystko. Nigdy nie dziękowałem nikomu, ale to co zrobiłaś dziś, zasłużyło na podziękowanie. Wiem, że gdyby Cie nie było świat byłby lepszy...-potarł nerwowo kark- Wybacz, ale taka prawda. W każdym bądź razie, mam nadzieje, że już teraz wszystko wróci do normy.
Kiedy skończył, byłam w kompletnym szoku. Otwarta buzia i szeroko rozszerzone oczy ukazywały to perfekcyjnie. Siedziałam nadal zapięta pasem, z sercem walącym tak, że niemalże sprawiało mi to ból. "Gdyby Cie nie było świat byłby lepszy" Z pewnością to była częściowa prawda, jednak wystarczyłoby, gdyby po prostu podziękował.
   -To wszystko. Możesz już iść. -Dodał, gdy ja gapiłam się na niego jakbym zobaczyła ducha
Bez słowa odpięłam pas i wyszłam z samochodu. Nim doszłam do furtki, już go nie było. Zostawił mnie z natłokiem pieprzonych myśli. Może to wszystko powinno wyglądać inaczej? Może nigdy nie powinnam była się zakochać w kimś takim jak Zayn Malik? Może nigdy nie byłam odpowiednią osobą i z pewnością, to nie ja powinnam była być tą, która go uspokaja?
Gdy weszłam do domu, bez słowa udałam się do łazienki. Wzięłam długi chłodny prysznic, a raczej stałam ja słup pod spływającym strumieniem kojącej ból wody. Ból. Wewnętrzny. Psychiczny. Im bardziej starałam się o tym nie myśleć, tym słabiej mi to wychodziło. Postanowiłam jak najszybciej położyć się spać, by oczyścić umysł.
To koniec. Zayn nie powinien dla mnie istnieć. Ale jak skoro mieszkamy w tym samym mieście i chodzimy do tej samej szkoły? To wszystko męczyło mnie dopóki nie udało mi się zasnąć tuż nad ranem.


/Kilka dni później/
   -Więc jesteś pewna, że między wami wszystko skończone?
Siedziałam na łóżku w sypialni Penny, gdy przygotowywała się do domówki, która miała rozpocząć się za godzinę.
   -Jestem?
   -Wiesz, że to brzmi jakbyś mnie o to pytała, prawda? Karen myślę, że impreza i alkohol to niezbyt dobry pomysł by o tym zapomnieć. -oburzyła się przyjaciółka
   -Daj spokój, potrzebuje tego. Bedzie fajnie, no chodź już! Musimy pomóc na dole w ogarnięciu tego wszystkiego przed przyjściem tych wszystkich osób, które zaprosiłaś!
Pędem wstałam i zaciągnęłam Penny na dół. Zack razem z chłopakami ustawiali sprzet, a dziewczyny szykowały przekąski. Byłam cholernie zadowolone, że tak dobrze udało nam się wszystko zorganizować. Miałam dobry humor i czekałam na rozpoczęcie, nic nie mogło popsuć mi tej nocy. Wtedy już nie martwiłam się o Zayna, o to co się z nim dzieje i czy się pojawi. Nie miałam żadnych wieści o nim od Horana, a Harryego rzadko widywałam jak samego Zayna, który nadal siedział w domu. Byłam prawie pewna, że on nie wpłynie w żaden sposób na mój idealny wieczór.

Impreza trwała w najlepsze, wszyscy pili, tańczyli i śmiali się wspólnie. Wszyscy poza moją przyjaciółką, która siedziała ze smutną miną na kanapie.
   -Co jest? -zapytałam podając jej kubeczek z piwem
   -Nic ja tylko... zastanawiam się dlaczego Niall nie przyszedł. Wydawał się być zachwycony zaproszeniem, a jednak do tej pory się nie pojawił.
   -Dzwoniłaś do niego?
   -Dzwoniłam, pisałam. Nagrałam chyba 8 wiadomości, a tu nadal cisza. Wystawił mnie.
   -Błagam Cię, nie mów tak. Na pewno coś mu wypadło i potem wszystko Ci wyjaśni.
   -Myśli, że to ma jakiś związek z...
   -Z?
   -Zaynem? -zapytała prawie szeptem
   -Nie wiem. I nie chce wiedzieć.
Żadna z nas już się nie odezwała. Sączyłyśmy nasze napoje w ciszy, przyglądając się temu co dzieje się wokół nas. Gdy drzwi się otworzyły, a obie spojrzałyśmy w ich stronę, zobaczyłam Lou. Chociał, wyglądał zupełnie jak ktoś inny niż ten  Louis, którego widywałam kiedy byłam z Zaynem, albo gdy byłam w szpitalu. Wyglądał tak jak wtedy gdy z nim byłam. Widziałam tylko jego.
Wow Karen, zwolnij z alkoholem.
Wypiłam wystarczającą ilość drinków, by się wstawić. Mimo swojej mocnej głowy, po tak długiej przerwie, upicie się zajęło mi niecałe kilka godzin. Louis stał razem z Kieranem, kiedy podeszłam i bez słowa ucałowałam go w policzek.
   -Cześć -zachichotałam
   -Hej Kar.
Uśmiechał się tak szeroko, jego oczy błyszczały, wydawał się taki piękny.
   -Nie wiedziałam, że będziesz -znów chichotałam jak jakaś idiotka
Jesteś idiotką Karen!
  -Nie wiedziałem, że tak ładnie mnie przywitasz. Ile wypiłaś, co?
  -Trochę...
  -Trochę dużo, prawda?
Przytaknęłam cicho śmiejąc się do niego jak mała dziewczynka. Zanim się obejrzałam chwycił moją rękę i nakazał iść za nim. Gdy się zatrzymaliśmy, byliśmy w tym samym pokoju jak w dzień, kiedy pierwszy razem poszłam razem z nim na domówkę. Jednak teraz, byłam zbyt pijana, by mieć z tym jakiś problem, ledwo poznałam to miejsce.
  -Jak się czujesz? Chcesz się położyć? -zapytał najsłodszym głosem świata, kładąc nasze telefony na biurko
Chcę Ciebie Louis.
  -Wszystko w porządku.
Usiadłam na skraju łóżka i przypatrywałam się mu, gdy stał oparty o krzesło naprzeciwko mnie. Nieświadoma tego, zaczęłam przegryzać wargę, kiedy mój wzrok błądził po jego ciele.
  -Potrzebujesz czegoś? -zapytał ponownie z lekkim uśmieszkiem na ustach
Chcę Ciebie. Ciebie.
  -Może... Louis czy ty żałujesz, że kiedykolwiek mnie poznałeś?
  -Co? Skąd to pytanie?
Louis spoważniał i usiadł obok mnie. Czułam się jak mała zagubiona dziewczynka, kiedy starałam się wytłumaczyć mu, jak bardzo wszystko się skomplikowało, gdy zaczęłam się z nimi trzymać. Kiedy zerwaliśmy i kiedy byłam z Malikiem. Powiedziałam mu co powiedział Harry i jak bardzo mnie to zabolało.
   -Byłoby łatwiej, gdyby mnie tu nie było. Nikt by..
   -Cicho bądź. Nie mów tak. Gdyby nie Ty, nie miałbym okazji dowiedzieć się, jak to jest być najszczęśliwszym chłopakiem na świecie. Kto inny mógłby oświetlać mój dzień, jesteś moim słoneczkiem, pamiętasz?
   -Widzisz to jest popaprane! Znów sobie o mnie przypomniałeś...
   -To nie prawda.
Ciarki przeszły moje ciało, gdy przeczesywał palcami moje włosy.
   -Nigdy nie zapomniałem, byłem po prostu wściekły, a potem była Anne i to wydawało się prostsze. Próbowałem zapomnieć, starałem się zbliżyć do niej, ale to tak nie działało. Kiedy spotkaliśmy się na plaży, wtedy kiedy siedziałaś z nim, moje serce przestało bić. Byłem pewny, że umarłem i jedynym sposobem na odreagowanie było bycie niemiłym. Cholernym dupkiem. Przeze mnie cierpiałaś, ale ja również nie mogłem spać w nocy. Nie chcę teraz mówić tych wszystkich rzeczy tylko dlatego, że nie jesteś już z Zaynem. Po prostu... zaczęłaś ten temat i...
Pocałowałam go. Pocałowałam, nim zdarzył dokończyć. Jego chłodne usta, dotykały moich tak bardzo delikatnie. Całował mnie tak czule choć ostrożnie, pewnie bojąc się, że go odepchnę. Nie zrobiłabym tego, bo chciałam go całować, potrzebowałam tego. Nie wiem czy to tylko alkohol, ale to była jedyna rzecz, jakiej pragnęłam. On. Tu. I teraz. Zapach jego perfum i lekki zarost, szybkie bicie naszych serc, jego silne, szczupłe dłonie masujące moje plecy, pocierające mój kark. Gdy wplątałam swoje w jego włosy, zapragnęłam go jeszcze bardziej. Leżałam pod nim, chwilę po tym jak ściągnął koszulkę. Kreśliłam kółka i linie na jego torsie, przed tym nim zaczął łapczywie całować moją szyję. Robił to tak pożądliwie jak nigdy wcześniej.
Nagle drzwi się otworzyły, a ja oblałam się rumieńcem. W wejściu stał zdyszany Niall, za nim Penny i mój brat. O co do cholery tu chodzi?!
   -Co...
   -To Zayn. Musisz jechać z nami, błagam -wydyszał blondyn a ja ledwo przełknęłam ślinę.
Czy coś mu się stało? Jest ranny? Okaleczył się, cholera, czy on...
   -Nic mu nie jest? -zadałam najgłupsze pytanie świata
Penny wyglądała na przerażoną, a Zack był blady jak ściana.
   -Kurwa, Niall! Powiedz mi, że on żyje! -zaczełam szlochać żałośnie błagając
   -Żyje -wtrącił mój brat- Ojciec go bardzo pobił, a potem zaciągnęli go do auta.
   -Zabrali go Karen! -krzyczał Horan
Stałam jak oszołomiona i nie wiedziałam co się dzieje. To nie mogło dziać się na prawdę!
   -Kto? Czyj ojciec, jego? Kto go zabrał!?
Zapadła niezręczna cisza. Penny mocno wtuliła się w blondyna, który wyraźnie tego potrzebował. Kiedy już ledwo powstrzymywałam łzy, odezwał się Zackary.
   -Nasz ojciec.







*AGASHGDHAFGJHBGSJDAAJEGV* 
JAK SIĘ PODOBA, CHOLERA JESTEM DUMNA Z KOŃCÓWKI HAHA
BŁAGAM NAPISZCIE CO MYŚLICIE! 
CHOLERNIE DZIĘKUJE WAM ZA WSZYSTKO JESTEŚ PO PROSTU NAJLEPSI,
KOMENTARZE DAJĄ TYLE USMIECHU, ZE BOLI MNIE SZCZEKA.
ROZDZIAŁ KRÓTKI I ŚREDNI OGOLNIE, BO JESZCZE NIE MOGE SIĘ SKUPIĆ
PO KONCERTCIE 1D&5SOS. ANYWAY, LOVE YOU!! ♥

twitter : @sandruszeek
ask.fm/sandruszeek
instagram.com/sandruszeek

wtorek, 1 lipca 2014

WAŻNE!


PRZEPRASZAM,

rozdział jest w połowie napisany, po prostu miałam strasznie dużo rzeczy na głowie,
zakończenie roku, potem brak laptopa, brak weny na dalsza cześć (a nikt nie chce czytać gówna)
a przede wszystkim Wyjazd Do Dusseldorfu Na Koncert 1D&5SOS,
 z którym wiąrze się wiele przygotowań.

WWAT jest jutro, wracam w czwartek i jak tylko ochłonę, 
dojdę do siebie (o ile to mozliwe) to dodam rozdział w weekend !!!

ps. jest mi strasznie miło, że tak wyczekujecie,  komentujecie i jest tyyyyyyle wyświetleń,
jesteście supeeeeeeeeeeeer !! 

♥ ♥ ♥ ♥ ♥