niedziela, 8 maja 2016

WITAM

Witam, o zdrowie pytam!
a tak poważnie, widzę, że jednak ktoś tu wciąż zagląda.. przypadkowo czy też nie, 
ale jednak :) Moje pytanie więc brzmi czy ktoś tęskni za GENTLE?


jeśli tak, dajcie znać. czasu za dużo nie mam, ale chęci ogromne!
Pozdrawiam -S



wtorek, 28 kwietnia 2015

DO ZOBACZENIA !

HALO !
Jeśli jest tu jeszcze ktoś, to bardzo bardzo bardzo mi miło!
Niestety, muszę z przykrością napisać, że ZAWIESZAM do odwołania GENTLE,
z kilku powodów:

* Odejście Zayna z 1D jest dla wielu osób ciężkie, smutne itp.
mnie on sam irytuje i jakoś nie mogę się zebrać, żeby dalej o nim pisać jak o kimś super,
bo ja nadal czuje się rozczarowana tym w jaki sposób odszedł, za to, że pozostawił całą sytuację 
bez komentarza, bez pożegnania... (nie liczą się dla mnie facebookowe słowa modestu czy nagrana i zaplanowana pod publikę audycja radiowa ani nie satysfakcjonują mnie jego tweety, w których tak naprawdę on dziękuję swoim bliskim i ludziom którzy byli w tym czasie przy nim, NIE FANOM, nie za 5 WSPOLNYCH LAT tylko kilka ostatnich tygodni) i to jest główny powód. 

* Nie mam pomysłu dalszego na opowiadanie, a raczej... 
nie uważam, żeby był wystarczająco dobry, Nie chcę już więcej pisać "byleby coś nabazgrać tu" tylko chcę by to było COŚ :)

* A ostatnim powodem jest to, że mam pomysł na zupełnie inne opowiadanie
 i chciałabym się w nie zaangażować na 100%, jak to się mówi "kuć żelazo póki gorące"


MAM NADZIEJE, ŻE MI JAKOŚ WYBACZYCIE 
I BYĆ MOŻE ZACZNIECIE CZYTAĆ NOWE OPOWIADANIE,
KTÓRE POJAWI SIĘ TU JESZCZE DZIŚ.

To była super zabawa i świetnie mi się pisało dla Was to opowiadanie do czasu... mam nadzieje, że niektórzy jeszcze będą do mnie zaglądać...

MASSIVE THANK YOU, BUZIAKI, DO ZOBACZENIA !!!

☺☺☺







wtorek, 27 stycznia 2015

Czterdziesty-trzeci

Obiecałam wpadać, a więc jestem. 
Krótki, ale prosto z serca. Tego teraz potrzebuję.


-Zayn-
Siedziałem w bezruchu, w kompletnej ciszy, która stawała się pewnego rodzaju muzyką, gdy każdy najmniejszy odgłos i dźwięk odbijał się echem od czterech ścian pomieszczenia. Nie było mi zimno, ani źle. Byłem najzwyczajniej bezradny i bezsilny, przerażony tym, że Karen jest tu ze mną. Bałem się o to co może jej się stać i ani trochę nie pomagał mi fakt, że nie mam jak jej obronić. Potrzebowała obrony nawet przed własnym ojcem, tym bezlitosnym draniem, który z miłą chęcią patrzył jak jego córka łyka własne łzy, jak sprawia jej ból i ją rani. Napawał się jej cierpieniem, a ja dobrze teraz wiedziałem do czego jest zdolny. Zimny drań z przeklętych filmów w prawdziwym życiu. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, jak mocno bije moje serce, jak szybko porusza się klatka piersiowa, a ja sam czuje jakbym się dusił. Ręce momentalnie zacisnęły się w pięści, aż odczułem ból. Dopiero teraz czułem, jak ten cały strach przeradza się w gniew. Byłem wściekły na Karen, że sama wpakowała się w to wszystko. Mała głupiutka Karen. Dobrze wiedziałem, że robi to dla mnie, ale nie mogłem dopuścić do siebie myśli, co będzie ze mną jeśli jej się coś stanie. Nie mógłbym wtedy żyć spokojnie. Czy ona w ogóle o tym pomyślała? A czy ja pomyślałem, że brzmię jak egoista? Kurwa. Ciche przekleństwo wdarło mi się na usta, gdy zdałem sobie sprawę z tego jakim jestem idiotą. Nabrałem powietrza i głęboko odetchnąłem, przeczesując palcami włosy w tym samym momencie. Rozejrzałem się dookoła. Siedziałem w jakiejś przeklętej piwnicy, a jedyną osobą, która przyszła póki co z pomocą była właśnie ona. Moja Karen. Naraziła się dla mnie. Moja mała Karen. Chwyciłem jakiś przedmiot i nie wiedząc nawet co to jest rzuciłem nim o ścianę. 



~

     Pamiętam jak pierwszego dnia podczas lekcji, mówiła moje imię przez sen. Uśmiechała się wypowiadając je w tak delikatny i przyjemny sposób. Nie potrafiłem od niej oderwać wzroku. Od pierwszego dnia była wszystkim co widziałem nawet w zatłoczonej stołówce. Na długich korytarzach potrafiłem dostrzec ją z oddali. Jej uśmiech był czymś wyjątkowym, czymś co kuło mnie w serce. To ja marszczyła nos, gdy coś komuś tłumaczyła albo to gdy łapała mnie na gapieniu się. Kamieniała, stała jak z paraliżowana po czym znikała z mojego pola widzenia. Dzień, w którym to ona obserwowała mnie wydawał mi snem. Zwracała na mnie uwagę. Z czasem coraz częściej o mnie pytała, aż w końcu los sprawił, że nasze drogi się zeszły. Codzienna możliwość przebywania w jej towarzystwie była darem i zarazem udręką. Do dziś pamiętam jak bardzo "chodziłem" cały od wewnątrz patrząc na nią i Louisa. Krew mnie zalewała na samo wspomnienie jego imienia. Pamiętam kiedy dostaliśmy swoją szansę. Nasz pierwszy wypad na plażę. Była wtedy taka szczęśliwa. A ja... mimo wszystko nie doceniałem tego wszystkiego do czasu, kiedy była przy mnie gdy jej potrzebowałem. Kiedy mnie uspokajała i wyciszała. Trzymała moje nerwy opanowując bestię siedzącą gdzieś głęboko. Moja mała poskramiaczka furiatów. Była i jest dla mnie wszystkim. Wszystkim na co nie zasługuję.






dobranoc.



środa, 24 grudnia 2014

Czterdziesty-drugi

Ponad 46TYSIĘCY wyświetleń! ♥
Przepraszam, na prawdę przepraszam, ale jakoś nie czuję,  
że to jest to czego oczekujecie, dlatego jeszcze rzadziej pisze. 
Chyba spieprzyłam to opowiadanie, albo jestem zbyt leniwa.

do zobaczenia kiedyś, jeśli nadal będziecie chcieli :)



Przerażenie. Panika. Strach. Złość. Gniew. Nienawiść. Przygnębienie. Jeszcze raz strach. 
Nocny klub? To tak właśnie mój ojciec chce, żebym udowadniała jak bardzo zależy mi na bezpieczeństwie Zayna, no i oczywiście na nim samym? Czy on na prawdę jest w stanie zrobić coś takiego własnej córce? Kurwa przecież to jest psychopata! Ale zaraz, zaraz Karen, czy Ty dopiero teraz na to wpadłaś? 
Wzięłam głęboki oddech i wyszłam, w pełni ubrana albo raczej 'niezbyt ubrana' bo to co dała mi ta lala nie zakrywało zbyt wiele. Czułam się zażenowana, gdy wszyscy się gapili i komentowali mój wygląd. "Niezłe nogi mała!" "Mam nadzieje, że pokażesz więcej ciałka!" Halo, jak to więcej? "Tatuś powinien być dumny z takiej córki" Ta, powinien być dumny, że potrafię bronić to na czym mi zależy, chociaż co on o tym wie, jest zwykłym draniem i jedyne z czego jest dumny, to to, że zrobi ze mnie tancerkę go-go czy coś w tym rodzaju.
Po opuszczeniu budynku, zostałam niemalże wepchnięta do czarnej limuzyny, która stała na podjeździe. Moje serce podskoczyło jak szalone, gdy zauważyłam kto w niej jest.
   -Nieźle się bawisz? -zapytałam drwiąco
   -Oh córeczko, jeśli dobrze się dziś spiszesz, to ja będę się dobrze bawić.
Derek śmiał się obrzydliwie do mnie, tak, że miałam ochotę zwymiotować.
   -Jak możesz robić to własnemu dziecku? Jesteś potworem!
   -Skarbie, -poprawił się na miejscu i przybliżył w moją stronę- ja Cię do niczego nie zmuszam, prawda?
Milczałam, a on czekał na odpowiedź. Sapał ciężko i gapił się na mnie. Dosłownie wiercił mi dziurę na twarzy, czułam jakbym się paliła z bólu. Tak bardzo nie chciałam przyznawać mu racji, choć ją miał.
   -Prawda.
Po tym rozsiadł się wygodniej i popijał szampana, namawiając mnie do tego samego. Odmówiłam. Jak myślę, jechaliśmy już dobre 40 minut i do końca nie wiedziałam gdzie. Robiło się ciemno, można było to stwierdzić pomimo przyciemniany szyb wokół. Trwała przeklęta cisza, a ja zaczynałam się trząść. Nadal nie wiedziałam czego on dokładnie ode mnie chce i czego przede wszystkim chce od Zayna. Byliśmy sami...
   -Więc, co muszę dziś zrobić, żebyś dał Zaynowi spokój? -zapytałam nagle, a on się zaśmiał
   -Dziś? Dziś to dopiero początek cukiereczku. Dziś chcę, żebyś dobrze się bawiła i odpowiednio zabawiła moich gości.
   -Co jest tak kurewsko ważne, że trzymasz dzieciaka w piwnicy, a córce każesz tańczyć w nocnym klubie, co jest tak ważne, że jesteś w stanie mnie poświęcić? 
   -Posłuchaj, to nie twój interes. Ja Cię w to nie wciągałem, myślałem szczerze, że będziesz o wiele mądrzejsza, jednak się myliłem. Teraz pozostaje mi mieć nadzieje, że ten Twój chłoptaś prędko zrozumie, na co Cię naraża milcząc. Jak już mówiłem to tylko od was zależy. Nie obchodzi mnie to co będzie dalej, nie udawaj że Ciebie tak. Nie mieliśmy kontaktu i żadne z nas się do tego nie paliło. To Ty postawiłaś Malików ponad mnie.
   -Więc wolisz stracić mnie na dobre niż to naprawić? Tato... ?
Derek przez chwilę nic nie mówił. Pokiwał głową w lewo i prawo i zacisnął bardzo mocno powieki,
 jakby coś go zabolało, jakby nie chciał przyjąć do siebie jakiejś wiadomości. Wiadomości, że może mnie stracić.
   -Wiem co próbujesz zrobić cukiereczku. Próbujesz wziąć mnie na litość, ale nie ze mną taki numer kochanie. Za długo nie miałem swojej rodziny, by teraz się tym przejmować.
Zacisnęłam zęby i powstrzymałam chęć rzucenia jakiegoś komentarza, nie chciałam też dłużej go prosić. To nie miało sensu. Jedyne czego chciałam, to zrobić cokolwiek ode mnie chce i wrócić z Zaynem do domu.
   -O, chyba jesteśmy na miejscu. O tak, jesteśmy. -potwór przemówił po kolejnych długich minutach.


Weszliśmy bocznym wejściem do budynku z ogromnym napisem "Go-Go Dark Horse", przed jego drzwiami frontowymi stała  kolejka mężczyzn, a do środka już wchodziły dziewczyny. Skąpo ubrane, młodsze i starsze, białe, czarne, azjatki i latynoski. One tak na serio szły tam wedle swojego kaprysu? Kiedy tylko dostaliśmy się do środka, ojciec poszedł z jakimiś gośćmi do baru, a mną zajęła się jakaś kobieta. Nie odezwała się ani razu, kiedy przedzierałyśmy się wąskim korytarzem w stronę garderoby. Dziewczyny coś szeptały na około i nie czułam się tam pewnie. Może Zayn miał zawsze racje, jestem zupełnie sprzeczna swojemu nazwisku. Nie jestem twarda jak kamień, jestem tylko ziarenkiem piasku. "Artystki:" szykowały się do wyjścia na scenę przy wielkich lustrach, niektóre po kilka razy zmieniały stylizację, a ja, mała biedna Karen usiadłam w rogu na stołku. W głowie kłębiło się ogromnie wiele myśli. Czy to nie zbyt wielkie poświęcenie? Co Ty gadasz Karen, bzdura! Robisz to dla Zayna. Ale.. ale co powiedziałaby na to mama? Co pomyśleliby o mnie przyjaciele? Jak wiele będzie kazał zrobić mi ojciec? ...
Kiedy już łzy napłynęły do oczu, a ja miałam ochotę stamtąd wybiec, podeszła do mnie dziewczyna w niebieskiej peruce. Była wyjątkowo ładna i jakoś dobrze patrzyłam jej z oczu. Podała mi rękę, którą natychmiast chwyciłam i wyciągnęła mnie stamtąd na coś, co przypominało taras albo werandę.
   -Jesteś tu nowa, prawda? -spytała
   -Tak jakby -dodałam cicho, wzruszając ramionami
   -Słuchaj, wiem, że to przykra sytuacja, widocznie musisz mieć powody, żeby tu pracować, ale nie ma się czym martwić. Jeśli chcesz, to zdradzę ci jak wyzbyć się klientów.
   -Klientów?
O czym ta dziewczyna mówi. Miałam tutaj tańczyć, prawda?
   -Chyba nie myślałaś, że będziesz tutaj tylko tańczyć... o rany, myślałaś tak!
Łzy znów napłynęły do moich oczu, ale tym razem pozwoliłam spać ich słonym kroplom po policzkach.
   -Słuchaj kochana, zaraz ci wszystko powiem, nie musisz tego robić, jeśli dobrze to rozegrasz.
   -Co masz na myśli?
   -Jeśli żadnemu z nich się nie spodobasz, to cię nie wybiorą. Możesz też wciąż nosić maskę albo chustę, cokolwiek. Zazwyczaj się udaje.
   -Dzięki. Ja... ja nie robię tego z kaprysu. To tylko konieczność. -wyjąkałam
   -Nie musisz mi się tłumaczyć. Życie jest brutalne. Rozumiem to doskonale. Słuchaj...
   -Karen -dopowiedziałam za nią
   -Słuchaj Karen, lepiej jak już wrócimy.
   -Jasne. Dziękuję jeszcze raz za radę...
   -Kate.
   -Jeszcze raz dzięki, Kate.
Uśmiechnęłam się i ruszyłam za Kate do garderoby. Poprawiono mi tam makijaż i wytłumaczono co mam robić. "Zabaw publikę mała" ta, jasne. Czekałam na moją kolej, próbując odwlec to jak najdłużej, ale w końcu ona nadeszła. Chwyciłam jeszcze tylko maskę, wzięłam głęboki oddech i znalazłam się na scenie. Stałam jak osłupiała patrząc przed siebie na rząd świateł skierowanych prosto na mnie. Przełknęłam ślinę tak głośno, że każdy to usłyszał. Rozejrzałam się po sali mijając wzrokiem grono napalonych, pijanych i obleśnych facetów szukając mojego ojca. Ktoś zagwizdał, a ja spojrzałam w stronę dźwięku. Siedział w loży na górze z tymi samymi typami co wcześniej. On miał zamiar to oglądać?
Rozbrzmiała w tle muzyka, a ja zerknęłam na rurę po mojej prawej stronie. Skup się Karen. Myśl o Zaynie. Podeszłam do niej i owinęłam zgrabnie wokół niej nogę. Podciągnęłam delikatnie i opuściłam w rytm muzyki. Rozbrzmiały gwizdy i słabe oklaski, jakieś denne teksty dla zachęty. Jedyne o czym myślałam, to żeby to prędko zakończyć i nie wczuć się za bardzo. Przecież nie mogłabym pójść do jednego z dark roomów z jakimś klientem. Będę tylko tańczyć.
Prawda tato?



*AJUHAGREHFSAU3DU3URGBHVASHGCNF*
CO ZA BZDURA



czwartek, 16 października 2014

Czterdziesty-pierwszy

Wyświetlenia rosną, a komentarzy brak, ktoś jeszcze tu czeka? 
12 komentarzy - następny :)


Widziałam ciemność przez zamknięte powieki. Były tak ciężkie, że nie miałam sił ich otwierać. Słyszałam krople deszczu rozbijające się o parapet i spływający rynną strumień wody. Świetnie, cholerny deszcz, pomyślałam. Im bardziej próbowałam się skupić na dźwiękach jakie mnie otaczały, tym trudniej było dosłyszeć cokolwiek. Nie miałam pojęcia, która jest godzina, ani kto znajduje się w budynku. Nie wiedziałam czego się spodziewać po wczorajszych słowach ojca."...I jeśli jesteś w stanie zrobić dla niego wszystko" odbijało się echem w mojej głowie. Próbowałam się tego pozbyć, ale wracało jak bumerang. Poczułam lekki strach, jednak byłam zbyt zmęczona by zacząć panikować. Kiedy po kilkunastu minutach udało mi się wreszcie otworzyć oczy, leniwie wydostałam się z pod kołdry i podeszłam do komody, którą właściwie dopiero teraz zauważyłam. Wczoraj nie miałam czasu ani ochoty na zwiedzanie, a jedynym czym byłam zainteresowana było łóżko. Zerknęłam tymczasem na budzik stojący po lewej stronie mebla z ciemnego drewna. Dochodziła dopiero siódma rano, co znaczyło, że spałam zaledwie kilka marnych godzin. Przeciągnęłam się prostując wszystkie kości i podążyłam w stronę okna. Wyjrzałam na zewnątrz, dokładnie analizując okolice. Wywnioskowałam, że widok z tego pokoju ukazuje tylną część domu i sąsiedztwo. Mały sklep, Kościół w oddali i kilka domów to wszystko co udało mi się dostrzec. Zapatrzona w krople deszczu spływające własnymi ścieżkami po oknie, całkowicie zapomniałam o rzeczywistości. Każdej z kropli przypisałam imię najbliższych osób. Tych których raniłam i zawodziłam. Pomyślałam o mamie, na którą strasznie nakrzyczałam wczorajszego wieczoru,a raczej nocy. O Louise, którego oczy były pełne smutku, a nawet o Niallu, który z powodu tego całego porwania jego najbliższego przyjaciela, wydawał się całkowicie zagubiony. Prawie padłam na zawał, gdy ktoś nagle położył chłodną dłoń na moim odkrytym ramieniu. 
   -Wstałaś cukiereczku, jak miło. -powiedział mój ojciec, dodając przesłodzony, sztuczny uśmiech w chwili, gdy się do niego odwróciłam.
   -Nie wiedziałam, że ktoś poza mną już nie śpi. 
   -Interesy same się nie załatwią kochanie -odpowiedział, łapiąc mnie za rękę.
Próbowałam się wyrwać, kiedy prowadził mnie przez korytarz, ale on tylko śmiał się pod nosem i ani myślę, nie miał zamiaru mnie puścić. Weszliśmy do jasnej, wyposażonej drogimi meblami kuchni. Przy drzwiach stało dwóch dryblasów - coś na podobieństwo ochroniarzy, a dwie starsze kobiety co chwila dokładały jedzenie na stół znajdujący się w centralnej części pomieszczenia. Byliśmy sami, poza "służbą" czy jakkolwiek on ich tam nazywał. Tylko ja i Derek, mój ojciec.
   -Kuchnia? -zapytałam głupio.
Byłam święcie przekonana, że ma zamiar powiedzieć mi czego chce ode mnie, tymczasem miałam...jeść?
   -Nie jesteś głodna? Ja umieram z głodu. Usiądź cukiereczku.
Derek zajął miejsce po czym wskazał mi krzesło obok. Niepewnie podeszłam do niego, jednak zdecydowałam go obejść i usiąść na przeciwko.
   -Myślałam, że... no wiesz, mówiłeś o interesach.
   -Niedobrze jest myśleć i pracować z pustym żołądkiem. Jedz. -nakazał
Nie musiał mnie specjalnie namawiać. Wzięłam kanapkę, a z każdym kęsem czułam jak bardzo mnie obserwuje. Kończąc posiłek, pomyślałam o tym, że moja mama właśnie wstawałaby do pracy, a teraz zapewne się martwi, nie byłam nawet pewna czy w ogóle spała tej nocy. Postąpiłam nieodpowiedzialnie, nie dając znaku życia. Co z tego, że Louis na pewno wszystko im powiedział, gdy to ja powinnam im to wyjaśnić. Ja jedyna wiedziałam czym się kieruje. Ale czy aby na pewno? Działasz pod wpływem impulsu Karen, pomyślałam. Poczułam się źle. Przełknęłam ostatni kęs i miałam zamiar zapytać o swojego chłopaka, jednak Derek mnie uprzedził.
   -Wykąp się Karen. Lorna da Ci czyste ubrania i będziesz mogła osobiście zanieść śniadanie Zaynowi. 
Jego słowa bardzo mnie zdziwiły. Byłam pewna, że jest przeciwny naszemu związkowi, a teraz dosłownie sprawił, że osłupiałam. Bez żadnego wyrazu twarzy, podziękowania czy chociażby drobnego uśmiechu, odeszłam od stołu patrząc mu w oczy i poszłam za Lorna. Siwowłosa kobieta zaprowadziła mnie do pokoju, do którego wczoraj próbowałam się dostać. Była do wielka łazienka, większa niż ta która widziałam poprzedniej nocy, a w niej była ogromna szafa, od ziemi do sufitu. Kobieta otworzyła jedną stronę i wyciągnęła ręczniki, a po chwili drugą i kazała sobie coś wybrać. Nie miałam okazji się przyjrzeć co tam dokładnie jest, więc cicho podziękowałam i zamknęłam za nią drzwi, kiedy wyszła. Wzięłam szybką kąpiel, z włosów nadal kapała woda. Nie miałam czasu na ich suszenie-chciałam jak najszybciej zobaczyć Zayna. Zabrałam się za poszukiwanie ubrań i byłam szczerze zniesmaczona. Były to głównie krótkie spódniczki, krótsze niż założyłaby Penny czy siostra Malika, Neina. Poza tym kuse topy, z głębokimi dekoltami czy odkrytymi plecami lub czasem jedno i drugie. Co to do cholery ma być? Zapytałam prawie bezgłośnie. Byłam kompletnie zmieszana. Postanowiłam pozostać przy swoich własnych ubraniach. Nie były jakoś szczególnie brudne, tylko lekko przepocone po nocy. Związałam mokre włosy w kitkę, po czym jak najciszej otworzyłam drzwi łazienki. Po wyjściu nie wiedziałam, w którą stronę powinnam pójść.
Czy nie może gdzieś widnieć napis "piwnica"? albo chociaż "lochy"? Czy to nie ułatwiałoby sprawy?
Kręcąc się po korytarzu odnalazłam kuchnię, w której była Lorna i druga starsza kobieta. Obie spojrzały na mnie i obdarzyły ogromnymi, ciepłymi uśmiechami. Jedna z nich całkiem przypominała moją babcię od stronę ojca, ale mama mówiła, że ona już nie żyje. Pamiętam, kiedy byłam w szkole podstawowej, a mama odbierała nas wtedy codziennie po lekcjach. Jednego razu przyszła zapłakana i prawie w ogóle się nie odzywała. Oboje z Zackiem bardzo się martwiliśmy, że pokłóciła się z ojcem, że zrobił jej krzywdę. Pamiętam, wtedy bardzo często się kłócili. Jednak okazało się, że babcia Sue umarła. Od tamtego dnia w naszej rodzinnie już nigdy nie było dobrze. Nawet na sekundę, zawsze było źle. Gdy babcia Sue żyła, zawsze stawała po stronie mojej mamy i bardzo nas wspierała. Kiedy jej przy nas zabrakło, nic nie powstrzymywało Dereka przed....
   -Coś Ci podać kochanie? -zapytała Lorna wyrywając mnie z obrazów wspomnień
   -Nie. To znaczy tak. Mam zanieść śniadanie mojemu... to znaczy Zaynowi.
Wymieniły się spojrzeniami, a ja zarumieniłam się pod wpływem wypowiedzianych słów.
   -Proszę bardzo.
Lorna wręczyła mi tackę z jedzeniem i kubkiem gorącej herbaty, po czym pokierowała mnie do piwnicy. Po drodze mijałam różnych ludzi, głównie facetów, chociaż pojawiło się też kilka młodych kobiet. Dość skromnie ubranych albo raczej nie ubranych prawie wcale. Każdy kto nas mijał szeptał coś do drugiej osoby albo komentował pod nosem. Jakaś pinda wpadła na mnie sprawiając, że tacka prawie wypadła mi z rąk, w dodatku bezczelnie się zaśmiała. Kiedy podeszła do niej druga, obrzuciły mnie kilkoma niemiłymi słowami i odeszły. Co ja tu robię do cholery?
Na szczęście przypomniałam sobie, kiedy pokonałam ostatni schodek i ujrzałam Zayna. Wbrew mojej chorej i sceptycznie nastawionej wyobraźni, leżał na łóżku i szeroko uśmiechał na mój widok. Uf, przynajmniej wiem, że tym razem jest zadowolony z tego, że mnie widzi i nie ma zamiaru mnie odepchnąć i nakrzyczeń na mnie. Podeszłam i usiadłam obok, odstawiając śniadanie na coś, co nawet przypominało stolik. Popatrzyłam na niego z góry, rejestrując każda rysę twarzy i każdy centymetr jest buzi. Brunet obserwował mnie bez słowa. Delikatnie przejechałam dłonią po linii jego szczęki, po idealnie nieidealnym zaroście, na co mimowolnie syknął z bólu. Nie mogłam się powstrzymać, mimo iż widziałam zadrapania i siniaki, zarost u mężczyzn jest strasznie podniecający. Natychmiast cofnęłam rękę i poczułam się głupio. Jak egoistka. Czy Ty raz możesz myśleć o kimś innym? Karen? Zahamuj swoje pragnienia o dotykaniu..całowaniu..pieszczeniu... kiedy ktoś jest poobijany i przeszywa go pulsujący ból.
   -Ej
Cichy, słodki dźwięk szeptu Zayna uniósł się w powietrzu dosłownie paraliżując moje ciało i umysł. Poderwał się ku górze opierając się na łokciach i dwoma palcami uniósł mój podbródek. Teraz oboje siedzieliśmy, na tej samej wysokości znajdowały się nasze usta, podobnie jak oczy które działały jak lustra. Nikt poza nim wtedy nie istniał.

-Zayn-
Patrzyłem w jej szare oczy z pasją, tak jakby to było moim ulubionym zajęciem. Lubiłem, kiedy się peszyła, chociaż tym razem nie dała za wygraną. Wpatrywała się we mnie jak w obrazek. Moje serce biło jak szalone, a w brzuchu wszystko wirowało i to nie tylko wyłącznie za sprawą głodu. Przybliżyłem się i pocałowałem ją, jakbym robił to po raz pierwszy. Teraz myślałem o tym, jak bardzo brakuje mi naszych wspólnych chwil, tych przed rozstaniem, tych przed przyjazdem Anne. Chciałbym móc teraz ją stąd zabrać. Zabrać na plażę, tam gdzie byliśmy za pierwszym razem, albo na spacer, może na molo... tymczasem tkwiłem w tym pierdolonym miejscu.
Natychmiast spochmurniałem i naburmuszyłem się, dając to odczuć Karen. Gwałtownie cofnąłem się, jakby pocałunek który przed chwilą dawał ukojenie, właśnie mnie oparzył. Patrzyła na mnie z lekko rozchylonymi ustami, co chwila próbując coś powiedzieć, jednak tego nie zrobiła. Wziąłem łyka herbaty, która teraz już nie była gorąca po czym rzuciłem nią o ścianę. Byłem wściekły. Karen pisnęła, a ja zdałem sobie sprawę, że furiat skryty gdzieś głęboko we mnie nadal istnieje.
Po chwili poczułem jak jej małe ręce oplatają moją talię, a jej głowa spoczywa na mojej klatce piersiowej. Postanowiła mnie uspokoić.
   -Nie chce, żebyś znów cierpiał. Uspokój się, bo ktoś zaraz tu przyjdzie. -powiedziała
Przytuliłem ją jeszcze mocniej do siebie.
   -Nie martw się o mnie. To Ciebie nie powinno tu być,wiesz?
Nie odrywając twarzy od mojego ciała delikatnie pokręciła nią w prawo i lewo. Uparta.
   -Mała, mówię poważnie.
   -Ja też Zayn. -uniosła głowę patrząc na mnie- Nigdy Cię Nie Zostawię.


***

-Karen-
Nie wiem jak długo siedziałam w piwnicy razem z Zaynem, ale od rana nikt się nie pojawiał, a pewne było, że pora obiadowa już dawno za nami. Ojciec również nie palił się do wyjaśnienia mi, czego ode mnie oczekuje, chociaż cokolwiek by to było, zrobiłabym to. Tu chodziło o coś co właśnie zrozumiałam, jeśli kogoś kochasz, poświęcasz się i zrobisz wszystko, by ta osoba nie została zraniona. Ani przez ciebie ani przez nikogo innego.
Kreśliłam kręte linie po nagich plecach bruneta, który wił się z każdym zetknięciem moich palców wraz z jego ciałem. Oboje chichotaliśmy i rozmawialiśmy. Jakbyśmy byli gdzieś zupełnie indziej. Wbrew pozorom nie dało się aż tak bardzo odczuć, że znajdujemy się w piwnicy, a nad nami są jacyś popieprzeni ludzie i zdziry. Było cicho i ciepło. Śmiech Malika był prawdziwą i najpiękniejszą melodią i gdybym tylko mogła, zostałabym z nim wieczność.
Niestety, Karen Stone jak zwykle musi krakać. Kiedy tylko pomyślałam o tym, że ojciec o mnie zapomniał, jego dryblas dosłownie wpadł po mnie. Kilkoma słowami nakazał mi iść na górę, na co rzecz jasna odmówiłam, a wtedy bez słowa przerzucił mnie sobie na ramię i wyniósł. Zayn aż poczerwieniał ze złości, groził mu i  krzyczał za nim lecz szybko pożałował. Od razu za nami zeszło tam dwóch facetów, a potem słyszałam tylko i wyłącznie krzyki.
Łzy spływały po policzkach jak strumień wody. Dosłownie nie nadążałam ich wycierać. Nie chciałam pokazać słabości, ale to było silniejsze. "Nigdy Cię Nie Zostawię" a jednak. Nie ważne czy to było z własnej woli czy nie, czy na chwile lub dwie, ale zostawiłam go tam.
Wkurwiona usiadłam z impetem na krzesło, a podłoga zadrżała pod jego nogami.
   -Mama Cie nie uczuła, że złość piękności szkodzi? 
Rozejrzałam się po pokoju i w drzwiach zobaczyłam wchodząca do środka dziewczynę. Była szczupła i wysoka, jej cycki wyglądały jakby zaraz miały eksplodować, do tego tapeta... czy coś, co ona prawdopodobnie nazywała makijażem był kilkaset razy większa niż u mnie. Wyglądała jak typowa laleczka barbie, tylko z jej głosem coś było nie tak. Był trochę jakby... męski.
Stanęła przede mną i wpatrywała się we mnie jakby na coś...
   -Za czym czekasz? Kolejka po mózg? -fuknęłam
Nic nie odpowiadając podeszła do szafy, z której zaczęła wyciągać kuse ubrania, podobne do tych z łazienki, które udostępniła mi Lorna. Gdy ona zatraciła się w poszukiwaniu jakichś skrawków materiałów, w niczym nie przypominających ubrań, ja za wszelką cenę starałam się usłyszeć głos dobiegający z piwnicy.
   -Stąd nie usłyszysz niczego, poza twoimi słowami, które wypadają z tej wyparzonej buźki.
Nie oderwała nawet wzroku od szuflady. Skąd wiedziała co robię? 
   -Mam! To powinno pasować idealnie!
Ta lalka podeszła do mnie i wręczyła jakieś ciuchy. Obejrzałam je dokładnie i popatrzyłam na nią jak nienormalną.
   -Co to ma być do cholery i po co mi to?
   -Jak to co?! -zapytała oburzona jakbym trzymała w ręku milion złotych- Derek mówił, żebyś włożyła to na występ.
Zaraz, na co? 
    -Jaki występ?!
Uśmiechnęła się i położyła dłoń na moim ramieniu.
    -W nocnym klubie złotko. Pośpiesz się, klienci czekają.

Nocny Klub... Dowód miłości... Zayn... 





PRZEPRASZAM!
tak jak mówiłam, rzadziej bo szkoła i matura, 
ale jakoś się udało. Coś nie mogę się wbić znów w rytm i czuje, że
to dno, ale jeśli się podoba to piszcie, bo jeśli nie, to chyba skończę,
skoro i tak marnie i ciężko mi to idzie.

kisses!