środa, 24 grudnia 2014

Czterdziesty-drugi

Ponad 46TYSIĘCY wyświetleń! ♥
Przepraszam, na prawdę przepraszam, ale jakoś nie czuję,  
że to jest to czego oczekujecie, dlatego jeszcze rzadziej pisze. 
Chyba spieprzyłam to opowiadanie, albo jestem zbyt leniwa.

do zobaczenia kiedyś, jeśli nadal będziecie chcieli :)



Przerażenie. Panika. Strach. Złość. Gniew. Nienawiść. Przygnębienie. Jeszcze raz strach. 
Nocny klub? To tak właśnie mój ojciec chce, żebym udowadniała jak bardzo zależy mi na bezpieczeństwie Zayna, no i oczywiście na nim samym? Czy on na prawdę jest w stanie zrobić coś takiego własnej córce? Kurwa przecież to jest psychopata! Ale zaraz, zaraz Karen, czy Ty dopiero teraz na to wpadłaś? 
Wzięłam głęboki oddech i wyszłam, w pełni ubrana albo raczej 'niezbyt ubrana' bo to co dała mi ta lala nie zakrywało zbyt wiele. Czułam się zażenowana, gdy wszyscy się gapili i komentowali mój wygląd. "Niezłe nogi mała!" "Mam nadzieje, że pokażesz więcej ciałka!" Halo, jak to więcej? "Tatuś powinien być dumny z takiej córki" Ta, powinien być dumny, że potrafię bronić to na czym mi zależy, chociaż co on o tym wie, jest zwykłym draniem i jedyne z czego jest dumny, to to, że zrobi ze mnie tancerkę go-go czy coś w tym rodzaju.
Po opuszczeniu budynku, zostałam niemalże wepchnięta do czarnej limuzyny, która stała na podjeździe. Moje serce podskoczyło jak szalone, gdy zauważyłam kto w niej jest.
   -Nieźle się bawisz? -zapytałam drwiąco
   -Oh córeczko, jeśli dobrze się dziś spiszesz, to ja będę się dobrze bawić.
Derek śmiał się obrzydliwie do mnie, tak, że miałam ochotę zwymiotować.
   -Jak możesz robić to własnemu dziecku? Jesteś potworem!
   -Skarbie, -poprawił się na miejscu i przybliżył w moją stronę- ja Cię do niczego nie zmuszam, prawda?
Milczałam, a on czekał na odpowiedź. Sapał ciężko i gapił się na mnie. Dosłownie wiercił mi dziurę na twarzy, czułam jakbym się paliła z bólu. Tak bardzo nie chciałam przyznawać mu racji, choć ją miał.
   -Prawda.
Po tym rozsiadł się wygodniej i popijał szampana, namawiając mnie do tego samego. Odmówiłam. Jak myślę, jechaliśmy już dobre 40 minut i do końca nie wiedziałam gdzie. Robiło się ciemno, można było to stwierdzić pomimo przyciemniany szyb wokół. Trwała przeklęta cisza, a ja zaczynałam się trząść. Nadal nie wiedziałam czego on dokładnie ode mnie chce i czego przede wszystkim chce od Zayna. Byliśmy sami...
   -Więc, co muszę dziś zrobić, żebyś dał Zaynowi spokój? -zapytałam nagle, a on się zaśmiał
   -Dziś? Dziś to dopiero początek cukiereczku. Dziś chcę, żebyś dobrze się bawiła i odpowiednio zabawiła moich gości.
   -Co jest tak kurewsko ważne, że trzymasz dzieciaka w piwnicy, a córce każesz tańczyć w nocnym klubie, co jest tak ważne, że jesteś w stanie mnie poświęcić? 
   -Posłuchaj, to nie twój interes. Ja Cię w to nie wciągałem, myślałem szczerze, że będziesz o wiele mądrzejsza, jednak się myliłem. Teraz pozostaje mi mieć nadzieje, że ten Twój chłoptaś prędko zrozumie, na co Cię naraża milcząc. Jak już mówiłem to tylko od was zależy. Nie obchodzi mnie to co będzie dalej, nie udawaj że Ciebie tak. Nie mieliśmy kontaktu i żadne z nas się do tego nie paliło. To Ty postawiłaś Malików ponad mnie.
   -Więc wolisz stracić mnie na dobre niż to naprawić? Tato... ?
Derek przez chwilę nic nie mówił. Pokiwał głową w lewo i prawo i zacisnął bardzo mocno powieki,
 jakby coś go zabolało, jakby nie chciał przyjąć do siebie jakiejś wiadomości. Wiadomości, że może mnie stracić.
   -Wiem co próbujesz zrobić cukiereczku. Próbujesz wziąć mnie na litość, ale nie ze mną taki numer kochanie. Za długo nie miałem swojej rodziny, by teraz się tym przejmować.
Zacisnęłam zęby i powstrzymałam chęć rzucenia jakiegoś komentarza, nie chciałam też dłużej go prosić. To nie miało sensu. Jedyne czego chciałam, to zrobić cokolwiek ode mnie chce i wrócić z Zaynem do domu.
   -O, chyba jesteśmy na miejscu. O tak, jesteśmy. -potwór przemówił po kolejnych długich minutach.


Weszliśmy bocznym wejściem do budynku z ogromnym napisem "Go-Go Dark Horse", przed jego drzwiami frontowymi stała  kolejka mężczyzn, a do środka już wchodziły dziewczyny. Skąpo ubrane, młodsze i starsze, białe, czarne, azjatki i latynoski. One tak na serio szły tam wedle swojego kaprysu? Kiedy tylko dostaliśmy się do środka, ojciec poszedł z jakimiś gośćmi do baru, a mną zajęła się jakaś kobieta. Nie odezwała się ani razu, kiedy przedzierałyśmy się wąskim korytarzem w stronę garderoby. Dziewczyny coś szeptały na około i nie czułam się tam pewnie. Może Zayn miał zawsze racje, jestem zupełnie sprzeczna swojemu nazwisku. Nie jestem twarda jak kamień, jestem tylko ziarenkiem piasku. "Artystki:" szykowały się do wyjścia na scenę przy wielkich lustrach, niektóre po kilka razy zmieniały stylizację, a ja, mała biedna Karen usiadłam w rogu na stołku. W głowie kłębiło się ogromnie wiele myśli. Czy to nie zbyt wielkie poświęcenie? Co Ty gadasz Karen, bzdura! Robisz to dla Zayna. Ale.. ale co powiedziałaby na to mama? Co pomyśleliby o mnie przyjaciele? Jak wiele będzie kazał zrobić mi ojciec? ...
Kiedy już łzy napłynęły do oczu, a ja miałam ochotę stamtąd wybiec, podeszła do mnie dziewczyna w niebieskiej peruce. Była wyjątkowo ładna i jakoś dobrze patrzyłam jej z oczu. Podała mi rękę, którą natychmiast chwyciłam i wyciągnęła mnie stamtąd na coś, co przypominało taras albo werandę.
   -Jesteś tu nowa, prawda? -spytała
   -Tak jakby -dodałam cicho, wzruszając ramionami
   -Słuchaj, wiem, że to przykra sytuacja, widocznie musisz mieć powody, żeby tu pracować, ale nie ma się czym martwić. Jeśli chcesz, to zdradzę ci jak wyzbyć się klientów.
   -Klientów?
O czym ta dziewczyna mówi. Miałam tutaj tańczyć, prawda?
   -Chyba nie myślałaś, że będziesz tutaj tylko tańczyć... o rany, myślałaś tak!
Łzy znów napłynęły do moich oczu, ale tym razem pozwoliłam spać ich słonym kroplom po policzkach.
   -Słuchaj kochana, zaraz ci wszystko powiem, nie musisz tego robić, jeśli dobrze to rozegrasz.
   -Co masz na myśli?
   -Jeśli żadnemu z nich się nie spodobasz, to cię nie wybiorą. Możesz też wciąż nosić maskę albo chustę, cokolwiek. Zazwyczaj się udaje.
   -Dzięki. Ja... ja nie robię tego z kaprysu. To tylko konieczność. -wyjąkałam
   -Nie musisz mi się tłumaczyć. Życie jest brutalne. Rozumiem to doskonale. Słuchaj...
   -Karen -dopowiedziałam za nią
   -Słuchaj Karen, lepiej jak już wrócimy.
   -Jasne. Dziękuję jeszcze raz za radę...
   -Kate.
   -Jeszcze raz dzięki, Kate.
Uśmiechnęłam się i ruszyłam za Kate do garderoby. Poprawiono mi tam makijaż i wytłumaczono co mam robić. "Zabaw publikę mała" ta, jasne. Czekałam na moją kolej, próbując odwlec to jak najdłużej, ale w końcu ona nadeszła. Chwyciłam jeszcze tylko maskę, wzięłam głęboki oddech i znalazłam się na scenie. Stałam jak osłupiała patrząc przed siebie na rząd świateł skierowanych prosto na mnie. Przełknęłam ślinę tak głośno, że każdy to usłyszał. Rozejrzałam się po sali mijając wzrokiem grono napalonych, pijanych i obleśnych facetów szukając mojego ojca. Ktoś zagwizdał, a ja spojrzałam w stronę dźwięku. Siedział w loży na górze z tymi samymi typami co wcześniej. On miał zamiar to oglądać?
Rozbrzmiała w tle muzyka, a ja zerknęłam na rurę po mojej prawej stronie. Skup się Karen. Myśl o Zaynie. Podeszłam do niej i owinęłam zgrabnie wokół niej nogę. Podciągnęłam delikatnie i opuściłam w rytm muzyki. Rozbrzmiały gwizdy i słabe oklaski, jakieś denne teksty dla zachęty. Jedyne o czym myślałam, to żeby to prędko zakończyć i nie wczuć się za bardzo. Przecież nie mogłabym pójść do jednego z dark roomów z jakimś klientem. Będę tylko tańczyć.
Prawda tato?



*AJUHAGREHFSAU3DU3URGBHVASHGCNF*
CO ZA BZDURA



czwartek, 16 października 2014

Czterdziesty-pierwszy

Wyświetlenia rosną, a komentarzy brak, ktoś jeszcze tu czeka? 
12 komentarzy - następny :)


Widziałam ciemność przez zamknięte powieki. Były tak ciężkie, że nie miałam sił ich otwierać. Słyszałam krople deszczu rozbijające się o parapet i spływający rynną strumień wody. Świetnie, cholerny deszcz, pomyślałam. Im bardziej próbowałam się skupić na dźwiękach jakie mnie otaczały, tym trudniej było dosłyszeć cokolwiek. Nie miałam pojęcia, która jest godzina, ani kto znajduje się w budynku. Nie wiedziałam czego się spodziewać po wczorajszych słowach ojca."...I jeśli jesteś w stanie zrobić dla niego wszystko" odbijało się echem w mojej głowie. Próbowałam się tego pozbyć, ale wracało jak bumerang. Poczułam lekki strach, jednak byłam zbyt zmęczona by zacząć panikować. Kiedy po kilkunastu minutach udało mi się wreszcie otworzyć oczy, leniwie wydostałam się z pod kołdry i podeszłam do komody, którą właściwie dopiero teraz zauważyłam. Wczoraj nie miałam czasu ani ochoty na zwiedzanie, a jedynym czym byłam zainteresowana było łóżko. Zerknęłam tymczasem na budzik stojący po lewej stronie mebla z ciemnego drewna. Dochodziła dopiero siódma rano, co znaczyło, że spałam zaledwie kilka marnych godzin. Przeciągnęłam się prostując wszystkie kości i podążyłam w stronę okna. Wyjrzałam na zewnątrz, dokładnie analizując okolice. Wywnioskowałam, że widok z tego pokoju ukazuje tylną część domu i sąsiedztwo. Mały sklep, Kościół w oddali i kilka domów to wszystko co udało mi się dostrzec. Zapatrzona w krople deszczu spływające własnymi ścieżkami po oknie, całkowicie zapomniałam o rzeczywistości. Każdej z kropli przypisałam imię najbliższych osób. Tych których raniłam i zawodziłam. Pomyślałam o mamie, na którą strasznie nakrzyczałam wczorajszego wieczoru,a raczej nocy. O Louise, którego oczy były pełne smutku, a nawet o Niallu, który z powodu tego całego porwania jego najbliższego przyjaciela, wydawał się całkowicie zagubiony. Prawie padłam na zawał, gdy ktoś nagle położył chłodną dłoń na moim odkrytym ramieniu. 
   -Wstałaś cukiereczku, jak miło. -powiedział mój ojciec, dodając przesłodzony, sztuczny uśmiech w chwili, gdy się do niego odwróciłam.
   -Nie wiedziałam, że ktoś poza mną już nie śpi. 
   -Interesy same się nie załatwią kochanie -odpowiedział, łapiąc mnie za rękę.
Próbowałam się wyrwać, kiedy prowadził mnie przez korytarz, ale on tylko śmiał się pod nosem i ani myślę, nie miał zamiaru mnie puścić. Weszliśmy do jasnej, wyposażonej drogimi meblami kuchni. Przy drzwiach stało dwóch dryblasów - coś na podobieństwo ochroniarzy, a dwie starsze kobiety co chwila dokładały jedzenie na stół znajdujący się w centralnej części pomieszczenia. Byliśmy sami, poza "służbą" czy jakkolwiek on ich tam nazywał. Tylko ja i Derek, mój ojciec.
   -Kuchnia? -zapytałam głupio.
Byłam święcie przekonana, że ma zamiar powiedzieć mi czego chce ode mnie, tymczasem miałam...jeść?
   -Nie jesteś głodna? Ja umieram z głodu. Usiądź cukiereczku.
Derek zajął miejsce po czym wskazał mi krzesło obok. Niepewnie podeszłam do niego, jednak zdecydowałam go obejść i usiąść na przeciwko.
   -Myślałam, że... no wiesz, mówiłeś o interesach.
   -Niedobrze jest myśleć i pracować z pustym żołądkiem. Jedz. -nakazał
Nie musiał mnie specjalnie namawiać. Wzięłam kanapkę, a z każdym kęsem czułam jak bardzo mnie obserwuje. Kończąc posiłek, pomyślałam o tym, że moja mama właśnie wstawałaby do pracy, a teraz zapewne się martwi, nie byłam nawet pewna czy w ogóle spała tej nocy. Postąpiłam nieodpowiedzialnie, nie dając znaku życia. Co z tego, że Louis na pewno wszystko im powiedział, gdy to ja powinnam im to wyjaśnić. Ja jedyna wiedziałam czym się kieruje. Ale czy aby na pewno? Działasz pod wpływem impulsu Karen, pomyślałam. Poczułam się źle. Przełknęłam ostatni kęs i miałam zamiar zapytać o swojego chłopaka, jednak Derek mnie uprzedził.
   -Wykąp się Karen. Lorna da Ci czyste ubrania i będziesz mogła osobiście zanieść śniadanie Zaynowi. 
Jego słowa bardzo mnie zdziwiły. Byłam pewna, że jest przeciwny naszemu związkowi, a teraz dosłownie sprawił, że osłupiałam. Bez żadnego wyrazu twarzy, podziękowania czy chociażby drobnego uśmiechu, odeszłam od stołu patrząc mu w oczy i poszłam za Lorna. Siwowłosa kobieta zaprowadziła mnie do pokoju, do którego wczoraj próbowałam się dostać. Była do wielka łazienka, większa niż ta która widziałam poprzedniej nocy, a w niej była ogromna szafa, od ziemi do sufitu. Kobieta otworzyła jedną stronę i wyciągnęła ręczniki, a po chwili drugą i kazała sobie coś wybrać. Nie miałam okazji się przyjrzeć co tam dokładnie jest, więc cicho podziękowałam i zamknęłam za nią drzwi, kiedy wyszła. Wzięłam szybką kąpiel, z włosów nadal kapała woda. Nie miałam czasu na ich suszenie-chciałam jak najszybciej zobaczyć Zayna. Zabrałam się za poszukiwanie ubrań i byłam szczerze zniesmaczona. Były to głównie krótkie spódniczki, krótsze niż założyłaby Penny czy siostra Malika, Neina. Poza tym kuse topy, z głębokimi dekoltami czy odkrytymi plecami lub czasem jedno i drugie. Co to do cholery ma być? Zapytałam prawie bezgłośnie. Byłam kompletnie zmieszana. Postanowiłam pozostać przy swoich własnych ubraniach. Nie były jakoś szczególnie brudne, tylko lekko przepocone po nocy. Związałam mokre włosy w kitkę, po czym jak najciszej otworzyłam drzwi łazienki. Po wyjściu nie wiedziałam, w którą stronę powinnam pójść.
Czy nie może gdzieś widnieć napis "piwnica"? albo chociaż "lochy"? Czy to nie ułatwiałoby sprawy?
Kręcąc się po korytarzu odnalazłam kuchnię, w której była Lorna i druga starsza kobieta. Obie spojrzały na mnie i obdarzyły ogromnymi, ciepłymi uśmiechami. Jedna z nich całkiem przypominała moją babcię od stronę ojca, ale mama mówiła, że ona już nie żyje. Pamiętam, kiedy byłam w szkole podstawowej, a mama odbierała nas wtedy codziennie po lekcjach. Jednego razu przyszła zapłakana i prawie w ogóle się nie odzywała. Oboje z Zackiem bardzo się martwiliśmy, że pokłóciła się z ojcem, że zrobił jej krzywdę. Pamiętam, wtedy bardzo często się kłócili. Jednak okazało się, że babcia Sue umarła. Od tamtego dnia w naszej rodzinnie już nigdy nie było dobrze. Nawet na sekundę, zawsze było źle. Gdy babcia Sue żyła, zawsze stawała po stronie mojej mamy i bardzo nas wspierała. Kiedy jej przy nas zabrakło, nic nie powstrzymywało Dereka przed....
   -Coś Ci podać kochanie? -zapytała Lorna wyrywając mnie z obrazów wspomnień
   -Nie. To znaczy tak. Mam zanieść śniadanie mojemu... to znaczy Zaynowi.
Wymieniły się spojrzeniami, a ja zarumieniłam się pod wpływem wypowiedzianych słów.
   -Proszę bardzo.
Lorna wręczyła mi tackę z jedzeniem i kubkiem gorącej herbaty, po czym pokierowała mnie do piwnicy. Po drodze mijałam różnych ludzi, głównie facetów, chociaż pojawiło się też kilka młodych kobiet. Dość skromnie ubranych albo raczej nie ubranych prawie wcale. Każdy kto nas mijał szeptał coś do drugiej osoby albo komentował pod nosem. Jakaś pinda wpadła na mnie sprawiając, że tacka prawie wypadła mi z rąk, w dodatku bezczelnie się zaśmiała. Kiedy podeszła do niej druga, obrzuciły mnie kilkoma niemiłymi słowami i odeszły. Co ja tu robię do cholery?
Na szczęście przypomniałam sobie, kiedy pokonałam ostatni schodek i ujrzałam Zayna. Wbrew mojej chorej i sceptycznie nastawionej wyobraźni, leżał na łóżku i szeroko uśmiechał na mój widok. Uf, przynajmniej wiem, że tym razem jest zadowolony z tego, że mnie widzi i nie ma zamiaru mnie odepchnąć i nakrzyczeń na mnie. Podeszłam i usiadłam obok, odstawiając śniadanie na coś, co nawet przypominało stolik. Popatrzyłam na niego z góry, rejestrując każda rysę twarzy i każdy centymetr jest buzi. Brunet obserwował mnie bez słowa. Delikatnie przejechałam dłonią po linii jego szczęki, po idealnie nieidealnym zaroście, na co mimowolnie syknął z bólu. Nie mogłam się powstrzymać, mimo iż widziałam zadrapania i siniaki, zarost u mężczyzn jest strasznie podniecający. Natychmiast cofnęłam rękę i poczułam się głupio. Jak egoistka. Czy Ty raz możesz myśleć o kimś innym? Karen? Zahamuj swoje pragnienia o dotykaniu..całowaniu..pieszczeniu... kiedy ktoś jest poobijany i przeszywa go pulsujący ból.
   -Ej
Cichy, słodki dźwięk szeptu Zayna uniósł się w powietrzu dosłownie paraliżując moje ciało i umysł. Poderwał się ku górze opierając się na łokciach i dwoma palcami uniósł mój podbródek. Teraz oboje siedzieliśmy, na tej samej wysokości znajdowały się nasze usta, podobnie jak oczy które działały jak lustra. Nikt poza nim wtedy nie istniał.

-Zayn-
Patrzyłem w jej szare oczy z pasją, tak jakby to było moim ulubionym zajęciem. Lubiłem, kiedy się peszyła, chociaż tym razem nie dała za wygraną. Wpatrywała się we mnie jak w obrazek. Moje serce biło jak szalone, a w brzuchu wszystko wirowało i to nie tylko wyłącznie za sprawą głodu. Przybliżyłem się i pocałowałem ją, jakbym robił to po raz pierwszy. Teraz myślałem o tym, jak bardzo brakuje mi naszych wspólnych chwil, tych przed rozstaniem, tych przed przyjazdem Anne. Chciałbym móc teraz ją stąd zabrać. Zabrać na plażę, tam gdzie byliśmy za pierwszym razem, albo na spacer, może na molo... tymczasem tkwiłem w tym pierdolonym miejscu.
Natychmiast spochmurniałem i naburmuszyłem się, dając to odczuć Karen. Gwałtownie cofnąłem się, jakby pocałunek który przed chwilą dawał ukojenie, właśnie mnie oparzył. Patrzyła na mnie z lekko rozchylonymi ustami, co chwila próbując coś powiedzieć, jednak tego nie zrobiła. Wziąłem łyka herbaty, która teraz już nie była gorąca po czym rzuciłem nią o ścianę. Byłem wściekły. Karen pisnęła, a ja zdałem sobie sprawę, że furiat skryty gdzieś głęboko we mnie nadal istnieje.
Po chwili poczułem jak jej małe ręce oplatają moją talię, a jej głowa spoczywa na mojej klatce piersiowej. Postanowiła mnie uspokoić.
   -Nie chce, żebyś znów cierpiał. Uspokój się, bo ktoś zaraz tu przyjdzie. -powiedziała
Przytuliłem ją jeszcze mocniej do siebie.
   -Nie martw się o mnie. To Ciebie nie powinno tu być,wiesz?
Nie odrywając twarzy od mojego ciała delikatnie pokręciła nią w prawo i lewo. Uparta.
   -Mała, mówię poważnie.
   -Ja też Zayn. -uniosła głowę patrząc na mnie- Nigdy Cię Nie Zostawię.


***

-Karen-
Nie wiem jak długo siedziałam w piwnicy razem z Zaynem, ale od rana nikt się nie pojawiał, a pewne było, że pora obiadowa już dawno za nami. Ojciec również nie palił się do wyjaśnienia mi, czego ode mnie oczekuje, chociaż cokolwiek by to było, zrobiłabym to. Tu chodziło o coś co właśnie zrozumiałam, jeśli kogoś kochasz, poświęcasz się i zrobisz wszystko, by ta osoba nie została zraniona. Ani przez ciebie ani przez nikogo innego.
Kreśliłam kręte linie po nagich plecach bruneta, który wił się z każdym zetknięciem moich palców wraz z jego ciałem. Oboje chichotaliśmy i rozmawialiśmy. Jakbyśmy byli gdzieś zupełnie indziej. Wbrew pozorom nie dało się aż tak bardzo odczuć, że znajdujemy się w piwnicy, a nad nami są jacyś popieprzeni ludzie i zdziry. Było cicho i ciepło. Śmiech Malika był prawdziwą i najpiękniejszą melodią i gdybym tylko mogła, zostałabym z nim wieczność.
Niestety, Karen Stone jak zwykle musi krakać. Kiedy tylko pomyślałam o tym, że ojciec o mnie zapomniał, jego dryblas dosłownie wpadł po mnie. Kilkoma słowami nakazał mi iść na górę, na co rzecz jasna odmówiłam, a wtedy bez słowa przerzucił mnie sobie na ramię i wyniósł. Zayn aż poczerwieniał ze złości, groził mu i  krzyczał za nim lecz szybko pożałował. Od razu za nami zeszło tam dwóch facetów, a potem słyszałam tylko i wyłącznie krzyki.
Łzy spływały po policzkach jak strumień wody. Dosłownie nie nadążałam ich wycierać. Nie chciałam pokazać słabości, ale to było silniejsze. "Nigdy Cię Nie Zostawię" a jednak. Nie ważne czy to było z własnej woli czy nie, czy na chwile lub dwie, ale zostawiłam go tam.
Wkurwiona usiadłam z impetem na krzesło, a podłoga zadrżała pod jego nogami.
   -Mama Cie nie uczuła, że złość piękności szkodzi? 
Rozejrzałam się po pokoju i w drzwiach zobaczyłam wchodząca do środka dziewczynę. Była szczupła i wysoka, jej cycki wyglądały jakby zaraz miały eksplodować, do tego tapeta... czy coś, co ona prawdopodobnie nazywała makijażem był kilkaset razy większa niż u mnie. Wyglądała jak typowa laleczka barbie, tylko z jej głosem coś było nie tak. Był trochę jakby... męski.
Stanęła przede mną i wpatrywała się we mnie jakby na coś...
   -Za czym czekasz? Kolejka po mózg? -fuknęłam
Nic nie odpowiadając podeszła do szafy, z której zaczęła wyciągać kuse ubrania, podobne do tych z łazienki, które udostępniła mi Lorna. Gdy ona zatraciła się w poszukiwaniu jakichś skrawków materiałów, w niczym nie przypominających ubrań, ja za wszelką cenę starałam się usłyszeć głos dobiegający z piwnicy.
   -Stąd nie usłyszysz niczego, poza twoimi słowami, które wypadają z tej wyparzonej buźki.
Nie oderwała nawet wzroku od szuflady. Skąd wiedziała co robię? 
   -Mam! To powinno pasować idealnie!
Ta lalka podeszła do mnie i wręczyła jakieś ciuchy. Obejrzałam je dokładnie i popatrzyłam na nią jak nienormalną.
   -Co to ma być do cholery i po co mi to?
   -Jak to co?! -zapytała oburzona jakbym trzymała w ręku milion złotych- Derek mówił, żebyś włożyła to na występ.
Zaraz, na co? 
    -Jaki występ?!
Uśmiechnęła się i położyła dłoń na moim ramieniu.
    -W nocnym klubie złotko. Pośpiesz się, klienci czekają.

Nocny Klub... Dowód miłości... Zayn... 





PRZEPRASZAM!
tak jak mówiłam, rzadziej bo szkoła i matura, 
ale jakoś się udało. Coś nie mogę się wbić znów w rytm i czuje, że
to dno, ale jeśli się podoba to piszcie, bo jeśli nie, to chyba skończę,
skoro i tak marnie i ciężko mi to idzie.

kisses!

piątek, 12 września 2014

Czterdziesty

Witam ponownie wszystkich którzy czekali i wytrwali ze mną aż do momentu, gdy na liczniku wyświetleń jest ponad 35 tysięcy! To jest niesamowite i bardzo dziękuję ♥ Teraz niestety muszę Was zmartwić... chyba zmartwić. To jest mój ostatni rok w technikum i oprócz matury czekają mnie również egzaminy zawodowe, więc z pewnością rozdziały będą rzadko, jednak nie po tak długim czasie jak teraz. Mam nadzieje, że od czasu do czasu coś wpadnie mi do głowy po za tematami lekcyjnymi i będę mogła dla Was pisać. PRZEPRASZAM.

let's read this bulshit.

-Louis-
Jechałem pustą drogą z powrotem do Brighton. Milion myśli kotłowało się w mojej głowie. Były chwile kiedy zastanawiałem się czy podjąłem dobrą decyzję, zostawiając Karen samą z tymi potworami. Jej ojciec nie był najmilszym człowiekiem, a fakt, że nawet własna córka mimo pozorów jakie próbował stworzyć - nie była dla niego nikim ważnym, sprawiał, że czułem wyrzuty sumienia. On nie miał skrupułów przed zranieniem nawet jej. A ja... po prostu się poddałem i uciekłem. Zostawiłem cały świat za sobą, przeszłość, teraźniejszość oraz przekreśliłem przyszłość w momencie, kiedy stamtąd odjechałem. Nie było odwrotu. Gdyby był i tak bym się na to nie odważył. Kochałem ją na tyle mocno, by się wycofać, zniknąć z jej życia i przestać się mieszać. Dodatkowo, byłem słaby. Nie mogłem patrzeć i słuchać o tym jak bardzo kocha Zayna. Nie mogłem znieść dłużej faktu, że nie potrafi kochać mnie tak jak jego. Mijając znak z napisem "Brighton" kierownica zadrżała w moich objęciach, jakby to był znak, że popełniam błąd. Chociaż w tamtej chwili pomyślałem wręcz przeciwnie. "Dobrze robisz Lou, to dla jej dobra" powtarzałem wciąż w myślach mijając alejki, ulice i parki w naszym mieście. Musiałem jeszcze tylko powiedzieć o wszystkim jej mamie i Zackowi. Teraz to wydawało się najtrudniejszą rzeczą, jaką kiedykolwiek przyszło mi zrobić.
Kiedy wjeżdżałem na podjazd przed domem pani Stone zrobiło mi się słabo. Nie miałem pojęcia co powinni wiedzieć a czego nie. Zapukałem trzy razy w drewniane drzwi, a następnie wszedłem do środka. Było już późno, jednak wszystkie cztery twarze wyjrzały z kuchni obserwując moje ruchy. Bez słowa przyglądała mi się mama Karen, którą pod rękę trzymała Penny. Obie wyglądały na bardzo przerażone. Niall stał z kamienną twarzą, lustrując wzrokiem wszystko dookoła. Zackary natychmiast na mnie naskoczył pytając, gdzie jest jego młodsza siostra. Stał kilka kroków przede mną i czekał na odpowiedź, a ja patrzyłem pustym wzrokiem w dół. Nie potrafiłem nic powiedzieć, poczułem gulę w gardle. To było straszne. Bo tak logicznie, co właściwie miałem powiedzieć? Że Zayn jest na tyle dumny, że nie chce współpracować z Derekiem, tym samym narażając Karen, czy że to właśnie ona jest głupia, bo na własne życzenie tam została? Ta cała sytuacja była dziwna, bo nie miałem pojęcia o co tak naprawdę chodziło. Kiedy jej mama się rozpłakała, udało mi się wydusić z siebie kilka słów i opowiedzieć wszystko co się tam stało.
   -I to wszystko dla jakichś durnych nazwisk, kurwa? -burzył się Zack
   -Jak widać stary.
   -Te nazwiska wcale nie są jakieś durne, tu chodzi o coś poważniejszego. -wtrącił Niall
Szczerze? Miałem już dość jego obecności. Dąsał się i wypowiadał jakby znał Malika od lat. A przepraszam kurwa bardzo, czy to nie przypadkiem ja znam go dłużej?
Ktoś tu jest zazdrosny, Tommo
   -Co Ty tu jeszcze robisz Horan? Lepiej odwieź Penny do domu.
Chłopak obdarzył mnie wzrokiem pełnym gniewu, jednak po chwili słabo się uśmiechnął do niej i chwycił za dłoń, wyprowadzając na zewnątrz. Kilka sekund później słychać było odjeżdżające auto w stronę centrum. Była noc, a na ulicach każdy najmniejszy dźwięk niósł się kilka razy głośniej we wszystkie strony świata. Latarnie już dawno zgasły, choć słońce jeszcze nie wzeszło. Wszędzie było ciemno, poza kuchnią w domu Karen. Poza tym, wszyscy spali, wszyscy oprócz nas. Staraliśmy się dodzwonić do Dereka jak i zarówno do Kar, jednak żadne z nich nie odbierało. Jej mama nie zgodziła się na to, by tam została. A ja czułem się bezsilny i kurewsko przygnębiony faktem, że nie potrafiłem pomóc. Zack był tak bardzo zły na siostrę, że przez długi czas po prostu kierował w jej stronę wyzwiska, ale po tym usiadł i zaczął płakać. Jakby nie patrzeć, mogliby tam pojechać i po prostu ją zabrać, ale nie warto było narażać się temu gnojowi. Każdy był w tej sytuacji bezradny...

-Zayn-
Kiedy drzwi się otworzyły i wszedł do piwnicy jeden z dryblasów Dereka, omalże przestałem oddychać. Widząc jego minę mogłem śmiało stwierdzić, że nie tylko był w szoku po tym co widzi, ale również był kurewsko zły. Kilkakrotnie powtórzył swoje pytanie, jednak Karen i ja milczeliśmy. Mała spuściła głowę i ścisnęła mocno moją dłoń, a ja złapałem oddech i czując jak buzuje we mnie krew, napiąłem wszystkie swoje mięśnie. Nie raz oberwałem od tego typa, wiedziałem co potrafi zrobić i do czego jest zdolny. To, że ona jest dziewczyną wcale by mu nie przeszkadzało. Byłem gotowy ją bronić. Podniosłem wzrok i patrzyłem mu prosto w oczu. Robiłem to tak, jakbym tym samym chciał mu zrobić krzywdę i szczerze, w duchu się kurwa modliłem żeby go to bolało. Koleś w ustach miał wykałaczkę, którą co chwila przesuwał językiem to na jedną, to na drugą stronę. Nie zrobił ani jednego kroku, stał cały czas w wejściu. Kiedy się odezwał, brzmiąc przy tym jeszcze groźniej, mała aż zadrżała i wtuliła się we mnie. Kurwa, to nie był dobry pomysł.
   -Zapytam po raz ostatni, co się tu kurwa dzieje?
   -N-nic... -szepnęła
   -Nie wydaje mi się panienko, może lepiej niech oceni to twój tatuś? -zagroził
Po jego ostatnim słowie, Karen w mgnieniu oka zerwała się i dosłownie uklękła przed nim błagając by tego nie robił. Zaczęła płakać jednak on pozostał niewzruszony.
   -Jesteś okropną kłamczuchą, a za to jest kara. Nie uczyli Cię tego? -zaśmiał się
Kiedy już się podnosiłem chcąc pójść w ich stronę, on pociągnął ją za włosy ku górze. Kiedy stałą przed nim dosięgała mu zaledwie do klatki piersiowej. Zaśmiał się w głos patrząc na mnie, a ja poczułem się jak śmieć. Szarpiąc ją za ręce, wyciągnął ją siłą z piwnicy i zamknął za sobą drzwi. Zostałem sam. Słyszałem jak krzyczy, jak kopie w ściany, jak łka. Słysząc to wszystko, czułem się jeszcze bardziej jak gówno, bo nie mogłem nic kurwa zrobić. A jeszcze bardziej wkurwiało mnie to, że to była moja wina, że to ja ją w to wplątałem. Gdyby nie ja i to, że pokazałem jej jak bardzo ją kocham, nie leciałaby teraz mnie ratować. Moja biedna mała Karen.

-Karen-
Moje nadgarstki dosłownie paliły z bólu. Gdy doszliśmy na górę, ojciec już czekał na mnie w holu. Mój makijaż kompletnie spłyną, a ciuchy były wygniecione i rozciągnięte w paru miejscach. Nie patrzyłam na nikogo, tylko kątem oka na blizny na rękach, jakie zostawił na mnie ten czub. Wielkie odciski jego brudnych łap! Ohyda! Stałam jak kamień wciąż w tym samym miejscu, gdy ojciec i ten typ weszli do jakiegoś pomieszczenia. Starałam się podsłuchać cokolwiek, ale nie miałam zamiaru podchodzić bliżej. Po pewnej chwili, odłączyłam się od rzeczywistości i myślałam o mamie i Zacku, o Penny, o chłopakach, nawet o Louisie... Może lepiej było z nim wrócić?
Słyszałam kroki zbliżające się w moją stronę. Nagle poczułam jak ktoś mocno ściska mój podbródek i unosi moją twarz. Kiedy otworzyłam oczy zobaczyłam gębę mojego ojca... Cholera, tak bardzo nie chciałam na niego patrzeć. Ból był ledwo do zniesienia, ale nie chciałam mu pokazać swojej słabości.
   -Słyszałem, że mnie okłamałaś skarbie. Czy to prawda? -zapytał, całkiem spokojnie
Milczałam. Wywróciłam oczami i odsunęłam się delikatnie, jednak pożałowałam tego w momencie, gdy ścisnął mocniej moją twarz. Syknęłam z bólu.
   -Odpowiedz, a obiecuję, że nie będzie bolało.
Powiedzieć czy nie powiedzieć?
   -Tak jakby. -fuknęłam
   -Tak jakby?
   -Tak jakby? -zapytał ponownie tym razem śmiejąc mi się twarz.
Kiedy mnie puścił odetchnęłam z ulgą, a on wtedy mnie spoliczkował. Poczułam się wtedy słaba i miałam ochotę uciec. Mimo, iż czułam także złość, codzienna strona Karen Stone się we mnie obudziła.
   -Jeśli tak bardzo go kochasz i jesteś w stanie zrobić dla niego wszystko...
   -Jestem. -wtrąciłam nie wiedząc jeszcze do czego zmierza
   -Dobrze, w takim razie się przekonamy.
Bez słowa wyjaśnienia, mężczyźni opuścili hol, a ja od razu popędziłam w stronę piwnicy. Nie miałam zamiaru zastanawiać się o co mu chodziło, pragnęłam zobaczyć Zayna i upewnić się, że nic mu się nie stało w tym czasie. Gdy doszłam do drzwi prowadzących do piwnicy, odbiłam się niemalże od klamki. Zamknięte.
   -Radzę Ci się wyspać, jutro czeka Cię ciężki dzień słoneczko. Drzwi po lewej od łazienki. Proponuję tam. -powiedział ktoś z salonu
Niepewnym krokiem podążyłam w nakazane miejsce, rozglądając się dookoła. Próbowałam otworzyć kilka drzwi, które mijałam po drodze, jednak bez skutecznie. Kiedy znalazłam się koło łazienki, weszłam do środka, by szybko zmyć resztki tuszu na rzęsach. Po wejściu do pokoju, natychmiast padłam na łóżko. Byłam również przerażona ilością mężczyzn jacy się tu kręcili. Jednak bardziej niż przerażona, byłam zmęczona. Zasnęłam po kilku minutach.



*JSKDBHHASJHCBFCEW*
Przepraszam, że takie a nie inne. Od czegoś trzeba zacząć :)


środa, 6 sierpnia 2014

Trzydziesty-dziewiąty

 HOLY SHIT ILE WYŚWIETLEŃ! ♥ DZIĘKUJĘ. 
 12 komentarzy - następny. 

+Uwaga! Rozdział zawiera sceny przeznaczone dla osób dorosłych, czytasz na własną odpowiedzialność.





Będąc w ramionach Zayna czułam się bezpiecznie, pomimo tego gdzie byliśmy. Czułam jego ciepło mimo chłodu jaki panował w piwnicy i jego oddech na swojej szyi, gdy muskał ją delikatnie, co jakiś czas składając pocałunek. Zostawiał po sobie słodkie i mokre ślady, a sama myśl o naszej bliskości sprawiała, że pożądałam go jeszcze bardziej. Pragnęłam go nieustannie, tak, że niemalże sprawiało mi to ból fizyczny. Przechodziły mnie ciarki, za każdym razem, gdy mnie dotykał. Pomieszczenie oświetlała mała lampka, której światło padało na nasze złączone ze sobą ciała, a w powietrzu mimo wilgoci, można było czuć to coś co było między nami. Iskry w mojej wyobraźni strzelały za każdym razem, gdy na mnie spojrzał. Może to nawet chore, ale mogłabym dokładnie zobrazować to, co czułam będąc tak blisko niego. Mimo jego cierpienia, pozwolił mi także się dotykać. Robiłam to ostrożnie, bo za każdym razem, gdy cicho jęczał, zaciskałam zęby i miałam ochotę uderzyć się za to, że go krzywdzę. Choć tak naprawdę on pragnął tego tak samo jak ja. Nie zwracaliśmy już uwagi na to, gdzie się znajdujemy ani na to, że w każdej chwili ktoś może wejść. Było to co prawda nieodpowiedzialne, przecież powiedziałam ojcu, że między nami wszystko skończone, ale to było silniejsze od nas. Przez ostanie dni cholernie mi go brakowało, nie zdawałam sobie nawet sprawy z tego jak bardzo. I choćbym się zarzekała i myślała, że tak nie jest, nadal go kochałam, pragnęłam i potrzebowałam. Siedziałam wtulona w niego na podłodze, w tym samym miejscu, gdzie wylądowałam, gdy mnie odepchnął. Brunet otarł moje łzy i pocałował oba policzki.
   -Nie chce byś więcej przeze mnie płakała. Nie chcę, żebyś kiedykolwiek płakała, mała.
   -Nigdy więcej mnie nie odpychaj. Jestem przy Tobie i zawsze będę. Nawet gdy będziesz miał mnie dość, rozumiesz?
Zayn skinął głową, po czym wstał i chwycił mnie za rękę pomagając ustać. Patrzyłam na niego jak zahipnotyzowana. Czy to się działo naprawdę? Nim zdążyłam odpowiedzieć swojej podświadomości na pytanie, nasze usta złączyły się. Czułe, choć krótkie pocałunki wprawiały moje ciało w mrowienie. Szybkim ruchem, którego się nie spodziewałam, oparł dłoń na dole moich pleców i przyciągnął do siebie. Uniosłam głowę lekko ku górzę, by na niego spojrzeć i dostrzegłam ten figlarny uśmiech. Oblizałam usta, na co on lekko rozchylił swoje, a po chwili znów się uśmiechnął. Całował mnie łapczywie po twarzy, gdy odpinał guziki moich jeansów. Zsuwał je bardzo powoli, a kiedy ukucnął i pozwolił im opaść do moich kostek, zaczął całować moje nogi od kolan wzwyż. Czekałam aż zbliży się do najbardziej wrażliwego miejsca, ale on sprawnie je wyminął i stanął ponownie przede mną. Wcale nie krył swojego rozbawienia, kiedy na mojej twarzy powstał grymas.
   -Kochanie, kiedy zrobiłaś się taka chętna? -śmiał się, odgarniając kosmyki moich włosów.
   -Mówisz, że jestem łatwa?
   -Jeśli masz być łatwa dla mnie, to tak, nie mam nic przeciwko.
Cholera, gdyby on wiedział jak bardzo jestem mu oddana. W tym momencie. Bezbronna, gotowa także na to, by robił ze mną co tylko ze chcę.
Jestem łatwa?
   -Będziemy tak stać i gapić się na siebie, czy...
Nie pozwalając mi dokończyć, chwycił moją twarz i pocałował. Zaczął ssać moją wargę, a ja niemalże zdarłam z niego koszulkę i odrzuciłam ją w kąt. Patrzył na mnie, nie robiąc nic, zwyczajnie się uśmiechając. To oczekiwanie na to co się stanie, było niezwykle podniecające. Po całej fali mokrych i namiętnych pocałunków, wziął mnie na ręce tak jak zazwyczaj robi to pan młody i zaniósł na łóżko. Przeszło mi nawet przez myśl "skąd on wziął tyle siły" kiedy jeszcze niedawno zwijał się z bólu. Gdy leżałam pod nim, nie mogłam nacieszyć się jego widokiem. Był kurewsko pewny siebie, a kiedy górował nade mną, jego oczy błyszczały. Był dosłownie piękny.
Czułam jak sztywnieje, kiedy drapałam go po plecach, powodując w tym samym momencie gęsią skórkę na jego ciele. Uniosłam głowę chcąc go pocałować, a on się odsunął.
   -Miałeś mnie nie odpychać.
   -Nie odepchnąłem. Chcę Cię po prostu o coś zapytać.
   -Pytaj.
   -Chcę wiedzieć czy to coś w ogóle dla Ciebie znaczy?
   -Masz na myśli seks?
   -To wszystko. Naszą bliskość. Karen, ja wariuję bez Ciebie. Wiem, zjebałem i w ogóle, ale chcę być z Tobą. Jeśli to jest nic nie znaczy, jeśli jestem nikim dla Ciebie, chyba zrozumiem, zasłużyłem...
   -Zamknij się. Jesteś wszystkim czego potrzebuje i znaczysz więcej niż cokolwiek i ktokolwiek. Nie chcę już nigdy więcej zaczynać dnia bez Ciebie. Nie chcę cierpieć i tęsknić, gdy Cię nie ma tam gdzie powinieneś być. Przy mnie. Cholera, jeżeli kiedykolwiek po naszej kłótni upijesz się tak bardzo, że zerżniesz tę rudą zdzirę, to Cię zabiję.
   -Mówisz o Annie?
   -A to nie jest oczywiste? Zdzira równa się Annie.
   -To znaczy, że do mnie wracasz? -w jednej chwili znów cały jego blask wrócił.
   -Za Tobą poszłam do piekła i na własne życzenie, jeszcze w to wątpisz?
   -Gdybym nie był takim twardzielem, pewnie bym się rozpłakał. Jestem pieprzonym dupkiem, ale za to mam kupę szczęścia, mając Ciebie. Aniołku. A jeśli powiem, że Cię kocham?
Patrzyłam w jego brązowe oczy, dosłownie w nich tonąc. Byłam zakochana na zabój. Brunet podpierał się rękoma, nade mną i patrzył na mnie, analizując każdy centymetr mojej twarzy.
   -Zawsze odpowiem, że kocham Cię bardziej. -szepnęłam
Sekundę później, silną dłonią, którą wsunął pode mnie, Zayn zsunął mnie odrobinę niżej. Szaleńczo zatapiał się w moich miękkich, czekających na niego ustach, sprawiając, że moje ciało drżało. Miałam już dosyć czekania. Uniosłam się, tym samym odsuwając go od siebie i prędko zdjęłam koszulkę przez głowę i odrzuciłam gdzieś na bok. Patrząc mu w oczy odpięłam stanik i powolnym ruchem pozbyłam się go. Gdy Zayn to obserwował, mogłam śmiało stwierdzić, że nikt poza mną tak na niego nie działa. Spiął się i wciąż oblizywał usta. Stanął na łóżku i zrzucił swoje spodnie i bokserki, ukazując się nade mną całkowicie nago, a potem uklęknął i zsunął moje majtki. Niemalże je porywając. Nie był już delikatny, był spragniony i napalony. Oboje potrzebowaliśmy tej bliskości, a czekanie tylko i wyłącznie sprawiło, że byłam gotowa bez żadnej gry wstępnej. W ostatnim momencie, przywołałam swoje żądze do porządku.
   -Nie mam gumki.
   -Cholera, ja też nie.
Opadł obok mnie nieźle wkurwiony. Pewnie tak bardzo jak ja byłam zawiedziona. Ciężko oddychaliśmy, ledwo się powstrzymując. Moje ciało wariowało od wewnątrz. Obróciłam się bokiem w jego stronę, po czym spojrzałam w dół. Był twardy i gotowy. Uśmiechnęłam się cwaniacko, po czym schyliłam się i wzięłam jego penisa do ręki. Poruszałam nią powoli w górę i w dół, przyśpieszając dopiero wtedy, gdy on sam mi kazał. Położył swoją dłoń na moją i nadawał ruchom rytm. Kiedy totalnie się zatracił w swojej własnej przyjemności, nie mogłam oderwać od niego wzroku. Miał odchyloną głowę i rozchylone usta. Co jakiś czas otwierał oczy spoglądając na mnie, jednak ledwo rozszerzał powieki. Po prostu było mu dobrze. Kiedy wzięłam go do buzi, zaczął jęczeć i powtarzać jak bardzo mnie kocha. Ssałam i jeździłam językiem po całej jego długości. Czułam jak nabrzmiewa, jednak nie przestawałam. Pozwoliłam mu dojść w moich ustach, połykając słoną, lepką substancję. Zayn złapał mnie za ramiona i przyciągnął w górę, pozwalając się wtulić w jego pokryty potem tors. Był bardzo gorący i ledwo oddychał.
   -Jesteś niesamowita, mała. -ucałował mnie w głowę
   -Owszem, jestem także dość bardzo napalona...
Zamrugałam oczami na co on się głośno zaśmiał. Ułożył moje maleńkie ciało na plecy po czym klęknął nade mną. Rozszerzył moje nogi, a ja już na sam ten gest zamknęłam oczy. Całował moje uda od wewnątrz, dosłownie się ze mną bawiąc. Błagałam, żeby przestał, bo już nie mogłam znieść więcej.
   -Hej, spójrz na mnie -szepnął, a ja wykonałam jego prośbę.
W tym samym momencie, niespodziewanie wsunął we mnie palec. Odczekał chwilę, nim zaczął nim poruszać wewnątrz mnie, po czym na moje skinienie zaczął wyrabiać rytm. Robił to szybko i sprawnie. Dokładnie wiedząc jak sprawić mi przyjemność. Wiłam się, wiercąc po łóżku i dławiłam powietrzem na skutek rozkoszy jaką mi sprawiał. Doszłam bardzo szybko, a po wszystkim czułam wibracje.
Leżeliśmy nago, objęci i milczeliśmy. Wtedy przypomniałam sobie gdzie jesteśmy.
   -Powinniśmy się ubierać, może ktoś wejść
Zayn nic nie odpowiadając wstał i pozbierał nasze ciuchy, podając mi moje. Ubierając się, uśmiechaliśmy się do siebie jak idioci. Nic nie mogłam na to poradzić, przy nim byłam zakochaną idiotką.
   -Musimy jeszcze o czymś porozmawiać -powiedziałam podchodząc do niego
   -Tak? -złapał moją twarz uśmiechając się figlarnie
   -Tak Zayn. Nie mamy już czasu na...
I znów mnie pocałował Delikatnie, jakby delektował się samym pocałunkiem. Ledwo odrywając się od jego cudownych ust, usiadłam na podłodze przy łóżku.
   -Podłoga? Serio? -skrzywił się, jednak kiedy poklepałam miejsce obok, usiadł.
   -O jakie nazwiska chodzi mojemu ojcu i dlaczego nie chcesz mu ich dać? -wypaliłam.
Zayn odwrócił głowę i puścił moją dłoń którą sekundę temu trzymał. Zdenerwował się przez głupie pytanie, no błagam.
   -Zayn?
   -To nie Twoja sprawa.
   -Ale dlaczego, to tylko...
   -Zamilcz. O nic nie pytaj i się w to nie mieszaj!
Furiat.
Patrzyłam na niego lekko przerażona. Nie wiedziałam czy na niego wrzeszczeć za to jak mnie traktuje czy się rozpłakać. Postanowiłam jednak położyć dłoń na jego policzku, a on smutno spojrzał w moją stronę.
Dość szybko mu przeszło. Moje zdolności zaczynają się rozwijać.
   -Nie mogę pozwolić, żeby coś Ci się stało. Dlatego to ważne, żebyś wiedziała jak najmniej, rozumiesz?
Skinęłam głową.
   -Kocham Cię, mała.
   -Kocham Cię bardziej, mały.
   -Ej, z pewnością nie mały!
Zayn objął mnie i zaczął łaskotać, a ja chichotałam jak mała dziewczyna. Kiedy w końcu mogłam złapać oddech i przestać się śmiać, przytuliłam się do niego mocno.
Trwaliśmy w ciszy dłuższa chwilę, kiedy goryl ojca zakłócił nam spokój i ponownie wróciliśmy z własnego raju, do piekła.
   -Co tu się kurwa dzieje!?




*AKSHF8UHADUASDFGHJAKJSDFHVBAKSVF*
HALO, CZY KOMUŚ SIĘ PODOBA?


wtorek, 29 lipca 2014

Trzydziesty-ósmy.

Dzięki za wytrwałość, komentarze i wyświetlenia. Love x


-Louis-
Czekałem chwilę patrząc na miejsce, w którym stała przed chwilą Karen. Chciałem jej wszystko powiedzieć jeszcze raz, tak żeby mnie usłyszała, żeby zrozumiała ile dla mnie znaczy i cierpienie z jej powodu, jej widok, to moje ukojenie. Stałem jakby moje nogi wtopiły się w drewnianą podłogę tego pierdolonego domu, z sercem walącym jak młot i drżącymi rękoma. Zastanawiałem się czy powinienem wyjść bez jakiegokolwiek słowa, po prostu zostawiając ją w tym całym gównie, w jakie się wpakowała. Myślałem, że to byłoby prostsze, wyjść i zapomnieć jakby to się nie działo naprawdę, jednak zrozumiałem, że wtedy ból byłby jeszcze większy. Gdybym tylko zostawił ją, nie walcząc, poddał się jak dzieciak w szkole, którego nękają starsi, po prostu stał i przyjmował ciosy. Po chwili namysłu, zrobiłem w końcu krok idąc za nią do salonu, w którym ona już dyskutowała z Derekiem. Kurwa, jak ja nienawidziłem tego gościa. Był chory. I chuj mnie obchodzi czego chce od Zayna, to jest jego córka. Oparłem się o ścianę, nie zwracając na siebie niczyjej uwagi. Nie chciałem się jeszcze wtrącać, tak więc słuchałem i analizowałem słowa tego potwora.
   -Czego chcesz od Zayna? -zapytała już pewnie Karen
Podziwiałem ją. Była taka silna, opanowana i odważna, kiedy mi trzęsły się gacie. To miejsce było przerażające tak samo jak ci wszyscy ludzie. A wśród nich ona sama.
   -Słoneczko, myślę, że to nie twoja sprawa. Jednakże, mogę ci powiedzieć, że potrzebuję od tego chłopaka kilu nazwisk, których do tej pory nie chce mi podać. To wystarczy po tym, że już nie jesteście razem, ponieważ gdyby tak nadal było, to oh skarbie, chciałbym od niego dużo więcej.
Kilku nazwisk? Dla czego ten pajac nie poda mu tych pieprzonych nazwisk i zaoszczędzi wszystkim kłopotu?
   -Rozumiem. Kiedy mogę go zobaczyć?
   -Myślałem, że spędzisz trochę czasu ze swoim tatusiem. 
   -Wolałabym umrzeć.
   -Uważaj na słowa kwiatuszku, bo twoje życzenia są moim priorytetem
Co za kurwa potwór. I w dodatku hipokryta!
Minęło kilka minut i Karen spojrzała w moją stronę. Uśmiechnęła się blado po czym podeszła do mnie. Tak bardzo jak tego chciałem, tak samo nie chciałem jej blisko siebie. Popatrzyłem smutno w jej duże oczy, a ona znów przejechała dłonią po moim policzku, po czym położyła ją na moim karku, masując delikatnie skórę.
   -Myślałam, że już pojechałeś.
   -Nie, postanowiłem jeszcze raz błagać Cię żebyś pojechała ze mną. Karen, nie możesz tu zostać
   -Ale chce, Louis. Muszę.
   -Czujesz się winna?
Cisza.
   -Kar, do jasnej cholery, chyba nie mówisz poważnie!?
   -Louis, gdyby nie ja, ten chłopak nie miałby żadnych problemów...
   -Oh uwierz mi, miałby. Poza tym tu nie chodzi tylko o Ciebie tylko jakieś nazwiska tak? Jest głupi, że nie dał mu tego co chciał, a teraz naraża na to wszystko Ciebie. Karen, błagam Cię.
Wpatrywaliśmy się w siebie bez słowa. Myślałem, że zaraz wybuchnę, kiedy odezwał się głos z końca pokoju. Derek.
   -Jeśli chcesz zobaczyć się z chłopakiem, to jest ten czas, córeczko.
Spojrzała na mnie przepraszająco po czym prędko wspięła się na palce i musnęła swoimi delikatnymi ustami mój policzek. To wszystko było takie dziwne i nierealne.
   -Przykro mi Louis.
   -Kar!
   -Do zobaczenia.
Odsunęła się ode mnie i podążyła za jakimś gościem na dół do piwnicy jak przypuszczam, kilka razy jeszcze odwracając się. Po tym czas przyśpieszył, nim zdążyłem upaść na kolana z bezsilności, już ktoś wyprowadzał mnie na zewnątrz. Siedziałem w samochodzie patrząc na miejsce pasażera i słyszałem jej śmiech. Kurwa mać.
Odjechałem, zostawiając za sobą pisk i ślady opon. No i może cały mój świat.

-Karen-
Nogi drżały mi z przerażenia kiedy szłam za jakimś dryblasem, żeby zobaczyć się z Zaynem. Gość miał co najmniej dwa metry wzrostu, do tego był nieźle napakowany. Bałam się też tego, co zastanę. Szliśmy korytarzem kamiennych schodów, a kiedy dotarliśmy na miejsce, moje serce niemalże stanęło. Kolana ugięły się pode mną i nie wiedziałam czy powinnam płakać, piszczeć, czy może skakać z radości, że widzę Malika. Zostałam sama, po tym jak pionek taty poszedł z powrotem na górę. Nie ruszałam się, przyglądając się w milczeniu Zaynowi. Leżał skulony w rogu, obok łóżka z rękoma na brzuchu. Zaciskał usta z bólu, co tylko sprawiło, że do moich oczu napłynęły łzy. W pomieszczeniu paliła się jedna mała lampka, dając światło na jego twarz. Kiedy na mnie spojrzał, wzięłam głęboki wdech i zrobiłam krok w przód. Jego widok sprawiał mi ból. Podbite oko i rozwalona warga. Okropne siniaki na potężnych ramionach i zadrapania. Nim zdążyłam podejść do niego, odezwał się, sprawiając że prawie podskoczyłam.
   -Co Ty tu kurwa robisz? -cicho zapytał, jednak było wiadome, że jest zły
   -Wyciągnę Cię stąd, Zayn
   -Nie powinno Cię tu kurwa być. A teraz zrób mi przysługę i wypierdalaj stąd!
Patrzyłam w jego przekrwione źrenice, przerażona i zszokowana. Rozpłakałam się w ciągu sekundy, na co on nawet nie zareagował. 
   -Zayn.. ja... Boże, co oni Ci zrobili
Przełamałam się i zapłakana podeszłam do niego, ujmując jego twarz w dłonie. Od razu się odwrócił, nie chcąc mojego dotyku. Ałć, ogromny cios w serce.
   -Nie jesteśmy razem. Nie jesteś mi nic winna. Spadaj, słyszysz?!
Nagle krzyczał, jakby jego cały ból zniknął. Furiat który się w nim skrywał, obudził się na dobre.
Zacisnął zęby po czym surowo spojrzał na mnie, tkwiącą wciąż w tej samej pozycji. Bez niczego, odepchnął mnie tak, że upadłam do tyłu. Leżałam na ziemi dosłownie rycząc. Nie miałam pojęcia co w niego wstąpiło, dlaczego akurat mnie nie chciał. Przecież chciałam mu pomóc. Nie miałam siły ani ochoty się podnieść. Zimna podłoga była moją przyjaciółką, która dała swoje ramię, bym mogła się wypłakać. On siedział nie wzruszony, powtarzając moje imię, bym na niego spojrzała. Kiedy to zrobiłam, jego wyraz twarzy się zmienił. Złagodniał i posmutniał, po czym powolnym ruchem podszedł do mnie i przykucnął obok. Chwycił mnie za ramiona i podniósł, pozwalając bym niemalże zatopiła się w jego uścisku. Trwaliśmy przytuleni w ciszy, dzieliło nas zaledwie kilka milimetrów. Czułam na szyi jego ciężki oddech, a chwilę później mokre usta zostawiające na niej ślady. Całował mnie tak delikatnie.
   -Przepraszam -szepnął- Nie chciałem, żebyś mnie oglądała w tym stanie.
Odsunęłam się trochę i pogłaskałam jego policzek na co syknął z bólu. Przegryzłam wargę na ten dźwięk i zbliżyłam się powoli i tak delikatnie jak on ucałowałam obolałe miejsce.
   -Jestem słaby. Nie jestem już dla Ciebie wystarczająco dobry, wyglądam kurewsko źle. Ledwo się ruszam. Cholera, spójrz na moje usta, to chyba nigdy się nie zagoi. Nie rozumiem co Ty w ogóle tutaj robisz, mała.
   -I to jest to czym się martwisz? Że już nie działasz na mnie tak jak wcześniej? Że źle wyglądasz? Zayn. Jesteś zamknięty w pieprzonej piwnicy, na górze jest banda naprawdę popieprzonych ludzi, a Ty myślisz teraz o czymś takim?
Oboje się zaśmialiśmy. Boże, tak bardzo mi tego brakowało.
   -Poza tym, dla mnie zawsze będziesz tak samo dobry. Niezależnie czy jesteśmy razem czy nie albo od tego jak wyglądasz.
Wtuliłam się w niego tak mocno, że z bólu jęknął jeszcze bardziej. Podwinęłam jego koszulkę, a oczom ukazały się ślady po cięciach i siniaki na żebrach. Przejechałam delikatnie wzdłuż blizn, a brunet wstrzymywał oddech.
   -Czego oni od Ciebie chcą, Zayn? Co się wydarzyło?
   -Nie powinnaś się tym przejmować. Daj mi się Tobą nacieszyć.
Nie wiedziałam co miał na myśli, dopóki mnie nie pocałował. Namiętnie i z pasją, jak nigdy, ale to nigdy wcześniej. Wplątując dłonie w jego ciemne włosy czułam, jak się napina. Po chwili przestał i łapiąc moją twarz w dłonie, spojrzał mi prosto w oczy. 
   -Nie jesteśmy razem, będziesz tego żałować. To...
   -To jest to czego właśnie chcę. Chcę czuć Twój dotyk, twoje usta na moich, usta zostawiające ślady na moim ciele, chce drżeć z podniecenia i czuć Cię. 

-Zayn-
Karen chwyciła moją dłoń i przesuwała nią po swoim ciele, od szyi po sam dół. Co chwilę zatrzymywała się, mówiąc gdzie dokładnie chce bym ją dotykał.
   -Tutaj. I tutaj. Jeszcze tu...
Jej głos brzmiał podniecająco, spokojny ton, pobudzający moje zmysły.
   -Co jeśli ktoś wejdzie?
Chwilę jakby się zawiesiła rozmyślając nad odpowiedzią. Przegryzała wargę, sprawiając, że stawałem się coraz twardszy.
   -Jeśli ktoś wejdzie, będziemy mieć kłopoty. Przecież już i tak je mamy Zayn.
Jeśli dziś jesteśmy w piekle, to ciekawe gdzie będziemy jutro.





Mam nadzieje, że rozdział się podoba, 
mi szczerze pasuje i warto było dłużej się z nim pomęczyć,
bo następny będzie łatwiej napisać.
bye x

pytania: ask.fm/sandruszeek
instagram: sandruszeek
twitter: sandruszeek

niedziela, 13 lipca 2014

Trzydziesty-siódmy

wyjaśnienie: 12komentarzy to dla mnie znak, żeby pisać kolejny rozdział, 
to nie działa tak, że jest 12 i automatycznie dodaje, a im więcej tym szybciej pędzę pisać haha
+25TYŚ WYŚWIETLEŃ COOOOOOOOOOOOOOOOO ♥


 12 komentarzy - następny :) 



Julia Stone - All Of me: klik.
Mój świat się zatrzymał. Czas jakby stanął w miejscu. Łzy zasłoniły cały mój obraz, a cisza, która wypełniała pomieszczenie była jeszcze bardziej przygnębiająca. Stałam jak wryta i patrzyłam w stronę drzwi, przy których stał mój brat z kamienną twarzą, a obok niego przerażony Niall i moja przyjaciółka, pocierająca troskliwie jego plecy. Za mną stał Louis, milczał tak samo jak każdy z nas, choć słyszałam jego ciężki oddech. Moje serce waliło tak mocno, jakby zaraz miało wyskoczyć. To cud, że jeszcze w ogóle funkcjonowało, bo czułam jakbym właśnie je straciła, jakby ktoś wyrwał je ze mnie sprawiając, że powoli umieram. Myśl o tym, że mój ojciec dopuścił się czegoś takiego była tak straszna... nieważne jak złym człowiekiem był, nieważne, czy byłam tego świadoma. Poczułam się jak zdradzony człowiek,zostałam zdradzona przez jedną z najbliższych choć za razem tak dalekich mi osób. Ostrzegał mnie, on mnie kurwa ostrzegał.
Padłam na kolana, a Louis obok mnie. Szeptał, że nie mogę się teraz załamać. Że to nie koniec. Niall błagał, raz, drugi i dziesiąty, błagał bym coś zrobiła. Tylko co ja mogłam zrobić? Czułam się taka mała, krucha i bezsilna. "Jesteś beznadziejna" - kilkakrotnie słowa Zayna odbiły się echem w mojej głowie. Byłam i to cholernie bardzo, a on od zawsze miał rację. 
   -Proszę, zrób coś Karen -błagalnym tonem powiedział Niall, kiedy wreszcie na niego spojrzałam
   -Co ja mam do cholery zrobić? Nic nie mogę, nawet nie wiem jak mam pomóc -szlochałam
Blondyn patrzył na mnie z szeroko otwartymi oczami. Jak poparzony odsunął się od Penny i klęknął przede mną, tak, że nasze twarze były na tej samej wysokości. Patrzyłam w jego błękitne oczy, pełne smutku i żalu, choć na jego twarzy pojawił się grymas złości. Położył dłonie na moich ramionach i ścisnął na tyle mocno, że jęknęłam cicho z bólu.
   -To twój ojciec! Na pewno dasz radę coś zrobić. Cokolwiek.
   -Horan, wystarczy. To ją boli. -wymamrotał Lou, a blondyn zabrał swoje ręce
Tak to prawda. Derek Stone był moim ojcem, ale od dawna z nami nie mieszkał. Nie utrzymywał kontaktu. Ostatni raz, gdy go widziałam, to wtedy, gdy byłam z Malikem, a on mu groził. Jak mogliśmy być tacy głupi by to zlekceważyć? 
   -Nie mamy z nim kontaktu Niall, przepraszam...
   -Możemy mieć. Mama na pewno ma jakiś numer, cokolwiek. Myślę, że on i tak czeka na twój telefon Karen. -wtrącił Zack, a cała nasza czwórka spojrzała w jego stronę
Derek chciał mnie przed nim ochronić, chciał, żeby cała rodzina Zayna zniknęła z mojego życia, tylko dlaczego? Przecież wiem juz wszystko, nic nie ukrywają. Czy może być więcej? Cholera, przecież my nawet już nie jesteśmy razem! W tej chwili znienawidziłam go jeszcze bardziej. 
Wstałam i otarłam łzy. Dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że domówka nadal trwa, a głośna muzyka dobiegająca z dołu, roznosi się po całym domu. Jakim cudem udało mi się wyłączyć kompletnie od świata i ogłuchnąć  na tyle by słyszeć tylko własne myśli?
   -Błagam,cokolwiek.. -ponownie prosił Niall.
Ręcę mi drżały, a głowa rozbolała jak nigdy. Wzięłam głęboki oddech i popatrzyłam chwilę w sufit. 
   -Dobra. Gdzie jest Harry? -spytałam wreszcie
   -U Malików, tutaj w Brighton. Ale oni są kompletnie bezradni. Nikt nie wie gdzie jest wasz ojciec, równie dobrze może być poza miastem. Liczy się każda sekunda, Zayn to mój przyjaciel i...
   -Znajdziemy go.
Powiedziałam i objęłam blondyna w pocieszającym uścisku.


Kiedy tylko Penny zakończyła imprezę, a wszyscy obecni na niej ludzie, po ogromnych żalach opuścili dom, cała nasza piątka - tak, łącznie z Louisem, pojechała do mojego domu. Jedyną osobą, która na tę chwilę mogła nam jakkolwiek pomóc, była moja mama. Gdy dojechaliśmy na miejsce, w kuchni paliło się światło, co dzięki Bogu znaczyło, że wróciła z pracy. Bez "cześć mamo" czy "dzień dobry" obrzuciliśmy ją pytaniami dotyczącymi ojca. Przez chwilę patrzyła na nas jak osłupiała, do niej również nie dochodziło to, co się wydarzyło. Usiadła na krześle, a my staliśmy i gapiliśmy się na nią jak na wyrocznie. Milczała dłuższą chwilę, po czym wzięła łyk kawy i zakryła twarz dłońmi. 
   -Mamo? Wszystko w porządku? -spytał brat
   -Tak.. tylko ja nie wiedziałam... Karen wybacz mi.
Wszyscy patrzeliśmy na nią zdezorientowani. Do cholery jasnej, niech ta kobieta zacznie mówić!
   -Czego? Co się stało? -niemalże krzyczałam
   -Nie wiedziałam, że rozstałaś się z Zaynem. 
   -Kurwa i to o to właśnie chodzi? Zastanów się co jest teraz ważne, do diabła!
Zack wybuchnął, zanim zdążyła dokończyć. Jestem pewna, że nie zrobiłby tego gdyby jej pozwolił.
   -Dzwonił Twój ojciec. I.. on pytał o was. Mówił jak bardzo zły dla Ciebie jest ten chłopak, a ja przekonywałam go, że jesteś szczęśliwa i...
   -O mój Boże! -wypaliłam, a po policzkach spłynęły łzy.
Gdyby on nie dzwonił, gdyby ona wiedziała, gdyby nie mówiła mu że jesteśmy nadal razem, nic by się nie wydarzyło. Wiem, że to nie jej wina, ale po części się temu przyczyniła. 
   -Daj mi jego numer.
Cisza.
   -No dawaj! -krzyczałam zanosząc się od płaczu, a Penny próbowała mnie uspokoić.
Gdy wreszcie podała mi kartkę z przeklętymi cyframi, bez zastanowienia wykręciłam numer. Jeden sygnał, trzy, osiem. Nikt nie odbierał. Spróbowałam więc ponownie i tym razem niemalże natychmiast odezwał się gruby, basowy głos Dereka. 
   -Któż to się odezwał! Czyżby mój aniołek?
   -Daruj sobie i powiedz gdzie jest Zayn!
Śmiech. Niósł się na tyle, że każdy obecny w kuchni to słyszał.
   -To cię bawi tak? Niszczenie życia innym, bicie i porywanie ludzi cie bawi potworze?! -darłam się ja pojebana. Byłam kompletnie wyprowadzona z równowagi, jakby furiat Malika wstąpił we mnie.
   -Aniołku, uważaj na słowa. Skoro nazywasz mnie potworem, to równie dobrze mogłabyś tak mówić na swojego ukochanego prawda? Czy to kłamstwo, że Cię porwał? -znów śmiech.
   -Co? Nikt mnie nie porwał! Skąd masz takie informacje?!
Wszyscy przysłuchiwali się naszej rozmowie, którą chwilę wcześniej dałam na głośnik. Obserwowałam twarze przyjaciół, a Louisa szczególnie wydała się podejrzana. Denerwował sie i cały zbladł.
   -Oh, juz ci wszystko wyjaśniam córeczko,
   -Nie nazywaj jej tak! Ty nie masz już dzieci! -wtrącił Zackary
   -Witaj synu, miło cię słyszeć. A teraz pozwólcie więc, że dokończę, dobrze? Dostałem tą informacje od młodego Tomlinsona. Louis, prawda?
Zamarłam. Spojrzałam na jeszcze bledszego Lou, który ruszał ustami przepraszając. Miałam ochotę go walnąć w twarz, ale postanowiłam się powstrzymać. Przestraszyłam się, gdy Niallowi od siły nacisku pękła w dłoni szklanka. Był wkurwiony. Całe szczęście Penny i moja mama szybko zabrały go do łazienki by opatrzeć ranę, bo nie wiem co by zrobił chłopakowi.
   -Masz błędne informacje. Przestarzałe, rzekłabym. Rozstałam się z Zaynem i nie chcę by przeze mnie cierpiał. Nie zasługuje na to, a ty już nie masz przed czym mnie bronić, słyszysz?!
   -Daj mu spokój, powiedz gdzie jest ty jebany skurwielu -wtrącił Zack
Ojciec milczał, a my razem z nim. Było tylko słychać jego sapanie, wydawało się, że nad czymś się zastanawia. Tego dnia serce nie przestawało mi bić ze zwiększoną prędkością, ani razu. Denerwowałam się, oczekując jego odpowiedzi. Patrzyłam to na brata, to na Lou. Jego twarz zmieniła wyraz. Było mu przykro i czuł się winny.
   -Zgoda. 

Po tym jak ten gnój powiedział gdzie są, Horan zadzwonił do Stylesa i wszystko mu opowiedział. Warunkiem spotkania z moim ojcem i Zaynem, było to, żebym przyjechała sama, chociaż fakt, że nie mam prawa jazdy sprawił, że łaskawy potwór pozwolił zabrać ze sobą Tomlinsona. Tylko dlaczego do kurwy nędzy jego? Nie miałam ochoty z nim rozmawiać, byłam wściekła i mogło źle się to skończyć. Nie obeszło się bez rozmowy ze starym Malikiem. Jego ton i opanowanie mnie zadziwiało, chociaż bardziej zdziwiło mnie, gdy powiedział, że mi ufa i że wszystko będzie dobrze. Może pod tą postawą zimnego drania kryło się coś więcej? Może wierzył w swojego syna i to jaki jest silny, tak bardzo jak teraz we mnie?
Po zakończonej rozmowie, prędko się przebrałam w zwykłe jeansy, bo obcisła sukienka kompletnie się nie nadawała na tę "wyprawę". Od momentu, gdy wsiedliśmy do auta, nie odezwałam się słowem do Lou. Po kilku jego próbach przepraszania, których już kompletnie miałam dosyć, zamilkł. 
   -Nie musisz tego robić, to znaczy musisz, bo kazał ci jechać ze mną, ale wiesz o co mi chodzi-mruknęłam
   -Ale chce. Czuje, że muszę, wiesz?
   -Dla mnie?
   -Poniekąd, owszem.  Ale Zayn był moim przyjacielem, czuję się trochę winny. Byłem wkurwiony i nagadałem wiele rzeczy ludziom twojego ojca. Jestem mu to winien. Koleś nie zasługuje na to.
Czy tylko mi wydaje się to dziwne?
   -Totalnie was nie rozumiem. Raz się nienawidzicie, walczycie o laski, o mnie, a potem chcesz go ratować od tak? Chcesz zostać jakimś bohaterem, czy co? 
Pokręciłam z niedowierzaniem głową i odwróciłam się patrząc za szybę. Była prawie 3 nad ranem.
   -Uwierz, że sam tego nie rozumiem. Ale to coś, co łączy mnie i jego od dawna, i choćby nie wiem co w takich chwilach będę po jego stronie, dopóki ta sprawa nie będzie między nami oczywiście. Bo wtedy, staje się dla mnie nikim. Bohaterem? To ty tutaj grasz rolę bohaterki, Kar, nie ja.
Milczałam zastanawiając się nad jego słowami. Faktycznie może byłoby lepiej, gdyby mnie nie było.
   -Karen bohaterka. -powtórzył i wybuchnął śmiechem
Nie mogłam się powstrzymać i dołączyłam do niego, śmiejąc się żałośnie. To wcale nie było takie zabawne, Zayn mnie potrzebował. 

Po 2godzinach dojechaliśmy do Southampton. Miejsca, w którym ojciec chciał się spotkać. Zatrzymaliśmy się przy jakiejś starej kamienicy, przed której bramom stali jego pachołkowie. Tępe osiłki mojego taty. Odruchowo po wyjściu z auta, złapałam rękaw kurtki Louisa. Nie czułam się ani trochę silna czy odważna, nie czułam się bohaterką. Byłam załamana tą sytuacją i cholernie bałam się tego co mogę zobaczyć. Nie byłam nawet przygotowana na to, ani przez chwilę nie próbowałam wyobrazić sobie jaki widok nas czeka, co nas tu zastanie i jak wygląda Zayn. Po prostu chciałam go stąd zabrać, jak najszybciej. W momencie, gdy weszliśmy do środka, poczułam chłód i przeszły mnie ciarki. Jeszcze mocniej ścisnęłam rękaw Tommo, czując przez to jak się spiął. Spojrzałam ku górze na jego twarz. Był poważny i wyglądał na bardzo zdeterminowanego. Nie bał się, był dla mnie ogromnym wsparciem, tym samym dając mi siłę. Podążyliśmy w stronę pokoju, w którym zapalone było jasne światło i słychać było głosy i donośne śmiechy mężczyzn. Po wejściu, od razu rzucił mi się w oczy mój obleśny ojciec. Na mój widok zamilkł, co zresztą zrobili pozostali, po tym jak machnął ręką. On był jakimś mafiozo czy co?
   -Gdzie Zayn? -zapytałam powstrzymując drżenie mojego głosu
   -Nie przywitasz się aniołku?
Wstał z ogromnego fotela i podszedł do nas. Stał na przeciwko mnie. Gdy potarł swoją brudną łapą mój policzek, cofnęłam się w tył. Przeniósł wzrok na Lou i poklepał go po buzi, na co chłopak nawet nie zareagował.
   -Was również miło widzieć.
Wszyscy obecni się przyglądali, co chwila mówiąc coś między sobą.
   -Gdzie on jest, Derek? -zapytał Louis
   -Zanim wam powiem, mam warunek.
   -Jaki jeszcze warunek do cholery? Jesteś nienormalny! Pobiłeś i porwałeś go bez powodu, jesteś chory! Powiedz mi natychmiast gdzie on jest! -krzyczałam

-Louis-
Cała ta sytuacja wyglądała jak jakaś scena z filmu, gdy bezbronna niczemu winna dziewczyna ratuje swojego ukochanego, który zalazł za skórę złym ludziom. Przez moment byłem niemalże pewny, że ojciec Karen nie zamierza jej nic powiedzieć, że to tylko jego chora gierka. Ten skurwiel wyglądał na takiego, który sam sprawia, że ludzie cierpią, a potem jak gdyby nigdy nic, to on jest tym, który może dać im to czego w tym momencie potrzebują. Pierdolony bohater. To tak nie działa, słyszysz stary pojebańcu!?
Nie mogłem już patrzeć, jak Karen cierpi. Mimo, że trzymała się całkiem nieźle i dobrze to ukrywała, jej oczy wyrażały wszystko. Była załamana i czuła się bezradna, a przecież tu była. Zrobiła już naprawdę wiele. Derek milczał długo, nim podał swój kolejny warunek - zjebany warunek.
   -Chłopak tu zostanie. Mam pewną sprawę, w której tylko on może mi pomóc. Więc jeśli chcesz, żeby był w jakiś sposób bezpieczny, zostaniesz ze mną córeczko.
Ten skurczybyk zwariował! W życiu nie pozwolę Karen by tu została! Nie ma mowy! Kiedy już chciałem zaprzeczyć, odezwał się mój cały świat.
   -Zgoda.
Co do kurwy, Karen!?
Nie zwracając uwagi na widownię i tego pedała obok nas, pociągnąłem ją na korytarz.
   -Zwariowałaś!?
   -Nie. Tak. Może?
   -Boże dziewczyno, nie możesz tu zostać! Widziałaś tych ludzi!?
Położyła dłonie na moich obu policzkach i pogłaskała je delikatnie.
   -Wiesz Louis...jeśli kogoś kochasz tak mocno, że samo to uczucie sprawia Ci ból, a jednocześnie daje ukojenie, to nie pozwolisz by jakikolwiek inny ból was dopadał. Nie chcesz by któreś z was cierpiało w żaden inny sposób i ja nie pozwolę by on cierpiał. Chcę być jego ukojeniem. 
Nie mogłem wypowiedzieć ani jednego słowa. Sam ją tak bardzo kochałem, że czasem chciało mi się rzygać, ale to, gdy powiedziała jak wiele dla niej znaczy Zayn, rozjebało moje serce w proch. Nie miało sensu dłużej bić.
   -Wiesz o tym prawda? -spytała ponownie, cichutko
   -Wiem. Nie wiesz jak bardzo jestem tego świadom. 
Szepnąłem cicho i żałośnie, gdy ona już wróciła do pokoju. Nie słyszała, nie miała pojęcia.






*JEJUJEJUJEJUJEJUJEJUJEJUJEJUJEJEJUJEJU*
OMÓJBOŻE, ZABIŁAM SAMĄ SIEBIE KOŃCÓWKĄ I TYM GIFEM JESZCZE,
MAM NADZIEJE, ŻE SIĘ PODOBA. PROSZĘ O GRONO KOMENTARZY,
JESTEM CIEKAWA WASZYCH OPINII I PRZEMYŚLEŃ!
+W NASTĘPNYM ROZDZIALE KAREN ZOBACZY ZAYNA, AJHDKSB!
BUZIACZKI X

poniedziałek, 7 lipca 2014

Trzydziesty-szósty

  12 komentarzy - następny :)   
WE WTOREK BYŁO 21 TYSIĘCY A DZIŚ SĄ 24 TYSIĄCE SICCCCK, JESTEŚCIE MEGA ♥ 


Po tym jak nawzajem obiecaliśmy sobie, że będziemy szczęśliwi zapadła przygnębiająca cisza. Przez chwilę patrzeliśmy sobie w oczy, a kiedy na twarzy bruneta pojawił się słaby uśmiech, nie wytrzymałam i spuściłam wzrok na dół, patrząc ślepo w podłogę. Nadal słyszałam głośne bicie mojego serca, byłam wręcz pewna, że on również to słyszy. Mimo, że zakończyliśmy nasz związek na dobre, to bycie tak blisko Zayna sprawiało, że traciłam zmysły, schło mi w gardle i zaczynałam się denerwować. Nie wstałam i nie odeszłam, a przecież nasza rozmowa była zakończona. Byłam tam, siedziałam wciąż obok niego, jakby ktoś przykleił mój tyłek do podłogi. Nie mogłam już dłużej znieść jego wzroku na sobie, tego ciężkiego powietrza wypełniającego przestrzeń między nami, które z każdą sekundą robiło się gęstsze. 
   -Skończyliście już? -zapytał Harry pocierając kark, gdy wszedł do salonu
   -Tak 
   -Nie
Ja i Malik odpowiedzieliśmy w tym samym momencie. Zaskoczona jego odpowiedzią spojrzałam na niego, co zrobił również lekko zdezorientowany Harry.
   -Chciałbyś jeszcze coś powiedzieć, Zayn? -zapytałam łamiącym się głosem.
Przez chwilę nie odpowiadał. Miał zamknięte oczy, a jego kości policzkowe drżały.
   -Nie. Jedźcie już.
   -Jesteś pewien stary? Mogę zostać jeśli chcesz, Niall przyjedzie po Karen.
   -Powiedziałem jedźcie, Harry. -wyszeptał choć brzmiał stanowczo
Wstałam i razem ze Stylesem szybko wyszliśmy na zewnątrz. Nie wiem czy powinniśmy go zostawiać samego, ale to nie było już moją sprawą. Nie mogłam pozwolić sobie na współczucie. Daliśmy sobie spokój powinnam ruszyć dalej. Gdybym tylko dłużej się nad tym zastanawiała, pewnie nigdy byśmy nie opuścili tego domu.

Jechaliśmy w kompletnej ciszy. Harry skupiony był na drodze, a ja za wszelką cene starałam się opanować swoje myśli i skupić na czymś innym niż Zayn. Chciałam wyzbyć się wspomnień, choć nie było to możliwe. Kiedy już zbliżaliśmy się do mojej ulicy, auto zwolniło. Oderwałam wzrok od szyby, na której do tej poky skupiał się mój wzrok i spojrzałam na Hazzę. Wydawał się spięty, nerwowo zaciskał dłonie na kierownicy i kręcił się na siedzeniu.
   -Coś się stało? -spytałam cicho
   -Nie
Kiedy Harry fuknął ponownie odwróciłam wzrok w przeciwną stronę. Dlaczego w ogóle mnie to obchodziło? Przecież to Harry. Mogłam równie dobrze wcale nie pytać i udać, że go tam nie ma.
   -Dobra, właściwie to... -zaczął zatrzymując samochód pod moim domem -Spójrz na mnie do jasnej cholery Stone. -warknął, a ja posłusznie wykonałam prośbę, a raczej jego polecenie.
   -Chciałem Ci tylko podziękować. I to wszystko. Nigdy nie dziękowałem nikomu, ale to co zrobiłaś dziś, zasłużyło na podziękowanie. Wiem, że gdyby Cie nie było świat byłby lepszy...-potarł nerwowo kark- Wybacz, ale taka prawda. W każdym bądź razie, mam nadzieje, że już teraz wszystko wróci do normy.
Kiedy skończył, byłam w kompletnym szoku. Otwarta buzia i szeroko rozszerzone oczy ukazywały to perfekcyjnie. Siedziałam nadal zapięta pasem, z sercem walącym tak, że niemalże sprawiało mi to ból. "Gdyby Cie nie było świat byłby lepszy" Z pewnością to była częściowa prawda, jednak wystarczyłoby, gdyby po prostu podziękował.
   -To wszystko. Możesz już iść. -Dodał, gdy ja gapiłam się na niego jakbym zobaczyła ducha
Bez słowa odpięłam pas i wyszłam z samochodu. Nim doszłam do furtki, już go nie było. Zostawił mnie z natłokiem pieprzonych myśli. Może to wszystko powinno wyglądać inaczej? Może nigdy nie powinnam była się zakochać w kimś takim jak Zayn Malik? Może nigdy nie byłam odpowiednią osobą i z pewnością, to nie ja powinnam była być tą, która go uspokaja?
Gdy weszłam do domu, bez słowa udałam się do łazienki. Wzięłam długi chłodny prysznic, a raczej stałam ja słup pod spływającym strumieniem kojącej ból wody. Ból. Wewnętrzny. Psychiczny. Im bardziej starałam się o tym nie myśleć, tym słabiej mi to wychodziło. Postanowiłam jak najszybciej położyć się spać, by oczyścić umysł.
To koniec. Zayn nie powinien dla mnie istnieć. Ale jak skoro mieszkamy w tym samym mieście i chodzimy do tej samej szkoły? To wszystko męczyło mnie dopóki nie udało mi się zasnąć tuż nad ranem.


/Kilka dni później/
   -Więc jesteś pewna, że między wami wszystko skończone?
Siedziałam na łóżku w sypialni Penny, gdy przygotowywała się do domówki, która miała rozpocząć się za godzinę.
   -Jestem?
   -Wiesz, że to brzmi jakbyś mnie o to pytała, prawda? Karen myślę, że impreza i alkohol to niezbyt dobry pomysł by o tym zapomnieć. -oburzyła się przyjaciółka
   -Daj spokój, potrzebuje tego. Bedzie fajnie, no chodź już! Musimy pomóc na dole w ogarnięciu tego wszystkiego przed przyjściem tych wszystkich osób, które zaprosiłaś!
Pędem wstałam i zaciągnęłam Penny na dół. Zack razem z chłopakami ustawiali sprzet, a dziewczyny szykowały przekąski. Byłam cholernie zadowolone, że tak dobrze udało nam się wszystko zorganizować. Miałam dobry humor i czekałam na rozpoczęcie, nic nie mogło popsuć mi tej nocy. Wtedy już nie martwiłam się o Zayna, o to co się z nim dzieje i czy się pojawi. Nie miałam żadnych wieści o nim od Horana, a Harryego rzadko widywałam jak samego Zayna, który nadal siedział w domu. Byłam prawie pewna, że on nie wpłynie w żaden sposób na mój idealny wieczór.

Impreza trwała w najlepsze, wszyscy pili, tańczyli i śmiali się wspólnie. Wszyscy poza moją przyjaciółką, która siedziała ze smutną miną na kanapie.
   -Co jest? -zapytałam podając jej kubeczek z piwem
   -Nic ja tylko... zastanawiam się dlaczego Niall nie przyszedł. Wydawał się być zachwycony zaproszeniem, a jednak do tej pory się nie pojawił.
   -Dzwoniłaś do niego?
   -Dzwoniłam, pisałam. Nagrałam chyba 8 wiadomości, a tu nadal cisza. Wystawił mnie.
   -Błagam Cię, nie mów tak. Na pewno coś mu wypadło i potem wszystko Ci wyjaśni.
   -Myśli, że to ma jakiś związek z...
   -Z?
   -Zaynem? -zapytała prawie szeptem
   -Nie wiem. I nie chce wiedzieć.
Żadna z nas już się nie odezwała. Sączyłyśmy nasze napoje w ciszy, przyglądając się temu co dzieje się wokół nas. Gdy drzwi się otworzyły, a obie spojrzałyśmy w ich stronę, zobaczyłam Lou. Chociał, wyglądał zupełnie jak ktoś inny niż ten  Louis, którego widywałam kiedy byłam z Zaynem, albo gdy byłam w szpitalu. Wyglądał tak jak wtedy gdy z nim byłam. Widziałam tylko jego.
Wow Karen, zwolnij z alkoholem.
Wypiłam wystarczającą ilość drinków, by się wstawić. Mimo swojej mocnej głowy, po tak długiej przerwie, upicie się zajęło mi niecałe kilka godzin. Louis stał razem z Kieranem, kiedy podeszłam i bez słowa ucałowałam go w policzek.
   -Cześć -zachichotałam
   -Hej Kar.
Uśmiechał się tak szeroko, jego oczy błyszczały, wydawał się taki piękny.
   -Nie wiedziałam, że będziesz -znów chichotałam jak jakaś idiotka
Jesteś idiotką Karen!
  -Nie wiedziałem, że tak ładnie mnie przywitasz. Ile wypiłaś, co?
  -Trochę...
  -Trochę dużo, prawda?
Przytaknęłam cicho śmiejąc się do niego jak mała dziewczynka. Zanim się obejrzałam chwycił moją rękę i nakazał iść za nim. Gdy się zatrzymaliśmy, byliśmy w tym samym pokoju jak w dzień, kiedy pierwszy razem poszłam razem z nim na domówkę. Jednak teraz, byłam zbyt pijana, by mieć z tym jakiś problem, ledwo poznałam to miejsce.
  -Jak się czujesz? Chcesz się położyć? -zapytał najsłodszym głosem świata, kładąc nasze telefony na biurko
Chcę Ciebie Louis.
  -Wszystko w porządku.
Usiadłam na skraju łóżka i przypatrywałam się mu, gdy stał oparty o krzesło naprzeciwko mnie. Nieświadoma tego, zaczęłam przegryzać wargę, kiedy mój wzrok błądził po jego ciele.
  -Potrzebujesz czegoś? -zapytał ponownie z lekkim uśmieszkiem na ustach
Chcę Ciebie. Ciebie.
  -Może... Louis czy ty żałujesz, że kiedykolwiek mnie poznałeś?
  -Co? Skąd to pytanie?
Louis spoważniał i usiadł obok mnie. Czułam się jak mała zagubiona dziewczynka, kiedy starałam się wytłumaczyć mu, jak bardzo wszystko się skomplikowało, gdy zaczęłam się z nimi trzymać. Kiedy zerwaliśmy i kiedy byłam z Malikiem. Powiedziałam mu co powiedział Harry i jak bardzo mnie to zabolało.
   -Byłoby łatwiej, gdyby mnie tu nie było. Nikt by..
   -Cicho bądź. Nie mów tak. Gdyby nie Ty, nie miałbym okazji dowiedzieć się, jak to jest być najszczęśliwszym chłopakiem na świecie. Kto inny mógłby oświetlać mój dzień, jesteś moim słoneczkiem, pamiętasz?
   -Widzisz to jest popaprane! Znów sobie o mnie przypomniałeś...
   -To nie prawda.
Ciarki przeszły moje ciało, gdy przeczesywał palcami moje włosy.
   -Nigdy nie zapomniałem, byłem po prostu wściekły, a potem była Anne i to wydawało się prostsze. Próbowałem zapomnieć, starałem się zbliżyć do niej, ale to tak nie działało. Kiedy spotkaliśmy się na plaży, wtedy kiedy siedziałaś z nim, moje serce przestało bić. Byłem pewny, że umarłem i jedynym sposobem na odreagowanie było bycie niemiłym. Cholernym dupkiem. Przeze mnie cierpiałaś, ale ja również nie mogłem spać w nocy. Nie chcę teraz mówić tych wszystkich rzeczy tylko dlatego, że nie jesteś już z Zaynem. Po prostu... zaczęłaś ten temat i...
Pocałowałam go. Pocałowałam, nim zdarzył dokończyć. Jego chłodne usta, dotykały moich tak bardzo delikatnie. Całował mnie tak czule choć ostrożnie, pewnie bojąc się, że go odepchnę. Nie zrobiłabym tego, bo chciałam go całować, potrzebowałam tego. Nie wiem czy to tylko alkohol, ale to była jedyna rzecz, jakiej pragnęłam. On. Tu. I teraz. Zapach jego perfum i lekki zarost, szybkie bicie naszych serc, jego silne, szczupłe dłonie masujące moje plecy, pocierające mój kark. Gdy wplątałam swoje w jego włosy, zapragnęłam go jeszcze bardziej. Leżałam pod nim, chwilę po tym jak ściągnął koszulkę. Kreśliłam kółka i linie na jego torsie, przed tym nim zaczął łapczywie całować moją szyję. Robił to tak pożądliwie jak nigdy wcześniej.
Nagle drzwi się otworzyły, a ja oblałam się rumieńcem. W wejściu stał zdyszany Niall, za nim Penny i mój brat. O co do cholery tu chodzi?!
   -Co...
   -To Zayn. Musisz jechać z nami, błagam -wydyszał blondyn a ja ledwo przełknęłam ślinę.
Czy coś mu się stało? Jest ranny? Okaleczył się, cholera, czy on...
   -Nic mu nie jest? -zadałam najgłupsze pytanie świata
Penny wyglądała na przerażoną, a Zack był blady jak ściana.
   -Kurwa, Niall! Powiedz mi, że on żyje! -zaczełam szlochać żałośnie błagając
   -Żyje -wtrącił mój brat- Ojciec go bardzo pobił, a potem zaciągnęli go do auta.
   -Zabrali go Karen! -krzyczał Horan
Stałam jak oszołomiona i nie wiedziałam co się dzieje. To nie mogło dziać się na prawdę!
   -Kto? Czyj ojciec, jego? Kto go zabrał!?
Zapadła niezręczna cisza. Penny mocno wtuliła się w blondyna, który wyraźnie tego potrzebował. Kiedy już ledwo powstrzymywałam łzy, odezwał się Zackary.
   -Nasz ojciec.







*AGASHGDHAFGJHBGSJDAAJEGV* 
JAK SIĘ PODOBA, CHOLERA JESTEM DUMNA Z KOŃCÓWKI HAHA
BŁAGAM NAPISZCIE CO MYŚLICIE! 
CHOLERNIE DZIĘKUJE WAM ZA WSZYSTKO JESTEŚ PO PROSTU NAJLEPSI,
KOMENTARZE DAJĄ TYLE USMIECHU, ZE BOLI MNIE SZCZEKA.
ROZDZIAŁ KRÓTKI I ŚREDNI OGOLNIE, BO JESZCZE NIE MOGE SIĘ SKUPIĆ
PO KONCERTCIE 1D&5SOS. ANYWAY, LOVE YOU!! ♥

twitter : @sandruszeek
ask.fm/sandruszeek
instagram.com/sandruszeek

wtorek, 1 lipca 2014

WAŻNE!


PRZEPRASZAM,

rozdział jest w połowie napisany, po prostu miałam strasznie dużo rzeczy na głowie,
zakończenie roku, potem brak laptopa, brak weny na dalsza cześć (a nikt nie chce czytać gówna)
a przede wszystkim Wyjazd Do Dusseldorfu Na Koncert 1D&5SOS,
 z którym wiąrze się wiele przygotowań.

WWAT jest jutro, wracam w czwartek i jak tylko ochłonę, 
dojdę do siebie (o ile to mozliwe) to dodam rozdział w weekend !!!

ps. jest mi strasznie miło, że tak wyczekujecie,  komentujecie i jest tyyyyyyle wyświetleń,
jesteście supeeeeeeeeeeeer !! 

♥ ♥ ♥ ♥ ♥ 






czwartek, 12 czerwca 2014

Trzydziesty-piąty

 12 komentarzy, następny :) 
+ dziękuję tym, ktorzy teraz zaczeli czytać i chcą wiecej jwaesfbjaw ♥ +prawie 20tyś wyś! ♥



Od trzech dni nie widziałam Zayna. Nie powiem, że nie brakowało mi jego widoku szczególnie po tym jak odzyskałam całkowicie pamięć, a uczucie do niego wróciło z podwójną siłą. Nie było mi łatwo nie myśleć o nim, mimo, że mnie skrzywdził..znów. Cały czas rozglądałam się w szkole, szukając go wzrokiem. Chciałam spotkać gdzieś jego spojrzenie, wpaść na niego, cokolwiek. Nie, nie myślałam o rzuceniu się na niego i wybaczeniu. Po prostu zaczęłam za nim tęsknić. Czułam głód, jak narkoman. Zayn był moim narkotykiem. Moim tlenem. Dusiłam się bez niego. I teraz, siedząc przy jednym ze stolików, gdy wszyscy pochłonięci byli rozmową, ja myślałam o tym czy bardziej boli mnie to, że mnie zdradził czy to, że nie ma go przy mnie?
   -Karen, musisz zacząć jeść normalnie -szepnęła do mnie Penny
Spojrzałam na nią, a potem na sałatkę która od 20 minut stała nietknięta przede mną. Zawsze kiedy jestem smutna zaczynam jeść. Nie chce być smutna. Mam dość bycia smutną. Jedzenie jakoś mi o tym przypomina, wiem, to wręcz śmiesznie, ale nic na to nie poradzę. Mam ochotę płakać kiedy spoglądam w dół.
   -Nie -odpowiedziałam, a ona pokręciła głową jakbym ją zawiodła
   -Powinniśmy iść w piątek na imprezę. Penny szykujesz coś?
Zack zdecydowanie miał racje, dawno żadne z nas się nie bawiło. Ostatnia impreza na której byliśmy była dość dawno temu. Tego było mi trzeba, mój brat to geniusz!
   -Jasne, czemu nie -odpowiedziała wzruszając ramionami- Ale zapraszam Nialla. -dodała.
   -Spoko.
O nie. 
Nie to że nie go nie lubię, wręcz przeciwnie. Horan to świetny chłopak pomimo naszego kiepskiego początku, ale wiem co za tym idzie. Wraz z blondynem pojawi się Harry, z Harrym Liam.. a co jeśli z nimi pojawi się Z... Nie Karen, oddychaj. Nie ma go od trzech dni. Nie pojawi się od tak. Swoją drogą, to głupie no nie? Przecież chce go zobaczyć, co ja mówię pragnę po prostu na niego spojrzeć, więc nie powinnam mieć nic przeciwko.
   -Karen, co o tym myślisz?
   -W porządku.
Uśmiechnęłam się szeroko do niej, a ona aż cała rozpromieniała. Nie wiem kiedy znajomość Nialla i mojej przyjaciółki przerodziła się w coś tak żywego - co sprawia, że na samą myśl o nim, ona dostaje rumieńców, ale musze się tego dowiedzieć i to jak najszybciej.

Podczas lekcji historii, ledwo powstrzymywałam się by nie chrapać. Od powrotu do szkoły wszyscy nauczyciele traktowali mnie ulgowo i nikomu nie przeszkadzało, że "odpoczywam". Kiedy w połowie lekcji otworzyłam delikatnie moje ciężkie powieki i spojrzałam całkiem bez powodu na drzwi, zobaczyłam twarz Harrego w szybie. Zaraz, co? Aż się poderwałam i przyglądałam jego poczynaniom. Wyraźnie próbował zwrócić czyjąś uwagę. Rozejrzałam się na boki, potem zerknęłam za siebie, ale nikt poza mną na niego nie patrzył. Ja? To o mnie chodzi? Harry poruszał ustami, a za wszelką cenę starałam się wyczytać cokolwiek z ruchu jego warg. Niestety. Widać było jak bardzo zirytowany jest i kiedy po całym procesie machania rękoma, pokazywania na migi, pisania palcem po szybie - poddał się i wszedł do środka. Wszyscy zwrócili się w jego stronę, a on patrząc chwilę na nauczycielkę, poprosił by wypuściła mnie z klasy. CO?
   -W jakim celu panna Stone ma opuścić zajęcia? -spytała starsza kobieta
   -Um..my..ona....musi oddać jakieś zaświadczenie o ubezpieczeniu czy coś. Proszę mnie nie pytać, zna mnie pani. Fakt, że tu przyszedłem jest godzien podziwu.
Co ten chłopak wygaduje? Jakie ubezpieczenie?
   -Oh tak, ma pan rację panie Styles. Proszę bardzo Stone, możesz iść.
Siedziałam dalej na swoim miejscu i dopiero, gdy napotkałam ostre spojrzenie Hazzy, zerwałam się ja poparzona pośpiesznie pakując rzeczy i wyszłam razem z nim.
Kiedy skręciliśmy za rogiem korytarza zorientowałam się, że nie idziemy do sekretariatu ani dyrektora. Szliśmy w stronę drzwi frontowych.
   -Więc nie idziemy załatwić tego ubezpieczenia? 
Harry wywrócił oczami i zaczął się śmiać pod nosem.
   -Ty jesteś naprawdę głupia Stone. Nie, nie idziemy. 
   -Ty za to jesteś boski Styles, nie? -powiedziałam sarkastycznie i obrażona założyłam ręce na piersi
   -Tak. -uśmiechnął się cwaniacko i otworzył drzwi swojego auta
Wszedł do środka nie czekając na mnie. Zaklęłam pod nosem i zrobiłam to samo. Zajęłam miejsce pasażera i już wtedy miałam dziwne przeczucie, że nie lepiej byłoby, gdybym nie wychodziła z klasy. Kiedy tylko zapięłam pas, Harry wyjechał ze szkolnego parkingu niemalże z piskiem opon. Nie odzywał się i nie zerkał w moją stronę. Ze skupioną miną obserwował jezdnię i ani razu nie spuścił z niej wzroku. W sumie było mi to na rękę. Każdy wie, że nie przepadamy za sobą, ale tym razem potrzebowałam go. To znaczy, chciałam wiedzieć dokąd mnie zabiera. I dlaczego. Pytałam i pytałam, a on ignorował mnie zmieniając wciąż tylko piosenki w odtwarzaczu. No cudownie.
Odwróciłam się bardziej plecami do niego, siedząc jakby bokiem i wpatrywałam się w widok za szybą.
Już dawno opuściliśmy zabudowane tereny, jadąc teraz przez las. Chwilę później były pola i łąki. Przypatrzyłam się uważniej. Boże, przecież ja znam tę drogę!
   -Jedziemy d-do, do domu poza miastem, domu Ma-malika? -zaczęłam się jąkać
Nie odpowiedział. Odchrząknął tylko i zmienił piosenkę. Kurwa, on sobie kpi prawda? A niech Cie Styles!
   -Po co tam jedziemy?! Nie chcę, rozumiesz, Harry mówię do Ciebie!
W tym samym momencie zwolnił i zjechał na pobocze. Kiedy auto stanęło, odpiął pas i przekręcił się w moją stronę. Zanim się odezwał, patrzył w dół wplątując palce we włosy.
   -Wiesz co się z nim dzieje od ostatnich trzech dni Stone? -zapytał łamliwym głosem
A ja milczałam.
   -Wiesz?! -zapytał ponownie, kiedy ja opuściłam wzrok Krzyczał.
   -Nie... nie wiem.
   -To Ci powiem. Pije od tamtego czasu, nie odzywa się do nikogo. I zachowuje okropnie. Kurwa, pominę to, że mnie i chłopaków równa z ziemią, ale jego matkę? Wiesz jak bardzo płakała, kiedy zaczął się na niej wyżywać? Ten dom, to jeden wielki bałagan. Nie chodzi o śmieci czy butelki, ale on wszystko tam poniszczył. -jego głos złagodniał i widać  było po raz pierwszy,że Harry się przejmuje. Milczałam, a on kontynuował- Zaczął brać różne gówna i nie mówię tu o durnym joincie, mówię o prawdziwych narkotykach! Znasz go Stone. To wariat. Jebany furiat, ale to mój przyjaciel. Nie mogę patrzeć jak się niszczy. Musisz mu pomóc..
Czułam jak do oczu napływają mi łzy, ale nie pozwoliłam im spłynąć po moich policzkach. Nie będę płakać. Mam dosyć płakania z jego powodu. To co robi ze sobą Zayn, nie jest już moją sprawą. Zdradził mnie, doprowadził do rozstania i odszedł. Mimo, że serce mi pęka, nie chce by to była moja rzecz. Nie chcę się przejmować.
   -Stop. Przestań Harry. Nic nie muszę. Między nami to już wszystko skończone. To nie ja go zdradziłam czy zostawiłam. On popełnił błąd i to nie moja sprawa.
Jego oczy zrobiły się jeszcze większe, jakbym powiedziała coś niemożliwego. Czy to, że nie chce się już martwić, nie chce cierpieć jest czymś dziwnym? Czy to jest niemożliwe?
   -Rozumiem, okej? Ja to wszystko rozumiem choć szczerze gówno mnie to obchodzi czy będziecie razem czy nie. Tylko Ty możesz go uspokoić, tylko Ciebie potrzebuje! Każdy to wie i Ty również. Pogadaj z nim tylko, o nic więcej nie proszę. Karen, pomóż mu.
Czy on właśnie powiedział, że mnie prosi? Harry Styles prosi o coś mnie? Cholera.
Tylko rozmowa. Uspokoisz go i zapomnisz o sprawie Karen. Ostatni raz.
   -To może pogorszyć sprawę, jeśli on robi to z mojego powodu. Nie wiem Harry.
Zamknij się Karen, ten chłopak szaleje za Tobą.
   -Poradzisz sobie, zrób to dla niego... albo dla świętego spokoju.
Zrobisz to dla niego Karen, przecież wiem, że tego pragniesz. Chcesz mu pomóc.
Przegryzłam wargę i spojrzałam przez szybę. Styles oddychał ciężko czekając na moją odpowiedź, czułam na sobie jego wzrok, czułam presję jak nigdy wcześniej.
   -Błagam...
Odwróciłam się i spojrzałam na niego. Jego zielone oczy yły pełne smutku, jakby to co robi jego przyjaciel, bolało go tak mocno, że nie potrafi wytrzymać tego cierpienia. Chyba to właśnie sprawiło, że podjęłam decyzję.
   -Zgoda.

Kiedy dojechaliśmy na miejsce, Harry prędko wyszedł z auta w kierunku domu. Ja nadal siedziałam na miejscu pasażera, czując jak moje ciało drętwieje, serce wali jak szalone i brak mi tchu. Cholernie bałam się tego co mogę zobaczyć, tego jak zareaguje i tego jak zareaguje sam Zayn. Styles przystanął w połowie drogi, gdy zorientował się, że za nim nie podążam. Pomachał, by mnie pośpieszyć. Kiedy weszliśmy do środka, nie trzeba było się rozglądać co jest zniszczone, bo faktycznie ja mówił Harry - wszystko było w opłakanym stanie. Wzdrygnęłam się automatycznie, kiedy mój wzrok zatrzymał się na brunecie siedzącym na fotelu. Zayn.
Nie trzeba było znać przyczyny czy całej historii, nawet totalnie obcy człowiek dostrzegłby, że on był załamany. Jego duże, silne dłonie wplecione były we włosy, a głowę spuszczoną miał dół. Jego skóra była jaśniejsza, był pozbawiony życia. Teraz nie widziałam w nim nic, poza smutkiem. Widziałam słabego, pełnego rozpaczy chłopaka.
Dasz rade Karen. Pomożesz mu. Nie myśl o niczym więcej.
Oboje z Harrym zrobiliśmy kilka kroków w przód, zwracając uwagę bruneta. Wzrok Zayna podążał od naszych stóp w górę, a kiedy nasze spojrzenia się spotkały wydał z siebie ciche dźwięk, brzmiący jak 'oh'. Wpatrywał się we mnie dłuższą chwilę, dokładnie przyglądając się mi. Próbowałam zgadnąć o czym myśli i co zrobi, ale bardzo ciężko było cokolwiek wyczytać z jego wyrazu twarzy. Cholera.
   -Co ona tu robi? -syknął patrząc na Hazzę
Mówiłam, że nie będzie mnie tu chciał.
   -Przyszła.. Cię odwiedzić
   -Odwiedzić? A niby dlaczego?
Zayn wstał i podszedł w naszą stronę. W ciszy obserwowałam i przysłuchiwałam się ich konwersacji.
   -Po co miała by mnie "odwiedzać" Harry? Popatrzeć co zrobiła?
Excuse me?
   -Stary, po prostu przest-
   -Nie przestanę. Przyszłaś się ponabijać czy poużalać, może współczuć? -zwrócił się tym razem do mnie.
Był wkurzony. Poważnie. Jego furiat właśnie się ze mną witał.
   -Zayn to nie ma sensu -powiedziałam cicho, ledwo ledwo słyszalnie
   -Mówiłaś coś? Oh, przynajmniej teraz pamiętasz jak mam na imię i to kim jestem.
Auć, zabolało.
   -Posłuchaj mnie -krzyknęłam mu w twarz prawdopodobnie zaczynając piekło- Nie przyszłam tu dla Ciebie.
Czyżby Karen?
   -Przyszłam dla Twojej mamy, Twoich bliskich. Rozejrzyj się, co wyprawiasz ze sobą.
   -To Twoja wina!
   -Doprawdy? Więc to ja kazałam Ci się pieprzyć z Anne!? -nadal krzyczę
   -Do kurwy nędzy, Karen! Byłem pijany, załamany. Nie wyobrażasz sobie co przeżywałem
   -I dlatego lepiej było iść i zerżnąć jakaś ździrę, rozumiem. -rzuciłam sarkastycznie
Harry wciąż nam się przyglądał, jednak pozostawał ledwo zauważalny. Ta bitwa toczyła się między mną i Zaynem. Wykrzykiwaliśmy sobie różne przykre rzeczy, dając upust emocjom. Przywoływaliśmy wszystkie złe momenty, nie tylko ostatnie wydarzenia. W końcu, Zayn był tak bardzo zły, że rozwalił lampę i telewizor.
   -Każdy przedmiot, który niszczysz to jakaś osoba, której wyrządziłeś krzywdę. Twoja mama, przyjaciele, siostra, ja... Niszczysz nie tylko siebie, ale też wszystkich wokół. Tych którzy się martwią i troszczą o Ciebie, tych którzy Cię... kochają -mówię drżącym, smutnym głosem. I szczerze nienawidzę się za to.
Spojrzałam prosto w brązowe oczy Malika i to był jeden z najgorszych momentów. Zabolało mnie to, gdy zobaczyłam jak bardzo jego tym dotknęłam. Sprawiłam, że poczuł się nikim.
   -Zayn..ja..
Stałam jak słup i patrzyłam się na niego. Boże, był tak rozdarty. W jednej sekundzie zauważyłam, że Harry wyszedł, zostawiając nas samych. Podeszłam bliżej do bruneta.
   -Masz rację. -zaczął płakać
Cholera, Karen Stone. Doprowadziłaś Zayna cholernego Malika do płaczu! Nie patrz się tak!
 Nadal stałam bez słowa czekając na to co powie, chciałam by jego cierpienie zniknęło. A myślałam, że to ja powinnam bardziej cierpieć. Zdradził mnie, zdradził zaraz po tym jak na nowo mnie odzyskał.
   -To wszystko co potrafię. Niszczę, wpadam w furię, potem cierpię i winie za to cały świat. Masz rację, tylko ja jestem winny temu co się wydarzyło. Powinienem był być przy Tobie, do końca. Nie poddawać się i nie załamywać, czekać na moment kiedy sobie wszystko przypomnisz. Ale jestem człowiekiem wiesz? Zwykłym słabym człowiekiem, który najzwyczajniej w świecie nie dawał już sobie rady. Czy masz pojęcie, jak bardzo mnie bolało, kiedy nie miałaś pojęcia o czym Ci opowiadam, bo nic nie pamiętasz. Wiesz ile razy moje serce pękało na coraz mniejsze kawałeczki, gdy na mój widok Twoje oczy nie świeciły się tak jak dziś?
Cholera, Karen czy Ty widzisz, że on płacze? On zanosi się od płaczu!
Kiedy Zayn upadł na kolana siadając na podłodze, łzy zaczęły spływać po moich policzkach.  Ukucnęłam przy nim i pragnęłam, cholernie pragnęłam żeby mówił dalej. Tylko dlatego, że to mu pomoże, tak?
   -Zayn...
   -I wiesz co mała. Kurwa, to zabawne, że nawet w takiej chwili się rumienisz, gdy tak mówię.
Faktycznie, moje policzki zaczęły piec. Kocham, kochałam gdy tak mnie nazywał.
   -Wiem ile złego zrobiłem. Skrzywdziłem Cię, w taki sam sposób jak wcześniej Louis. Zrobiłem dokładnie to samo, a miałem być tym, przy którym nic takiego się nie powtórzy. I.. przepraszam.
   -Zayn.. myślę, że mimo wszystko...
   -Rozumiem. Nie wrócimy do siebie, nawet nie mam zamiaru prosić. Nie zasługuję na Ciebie. Postaram się usunąć Ci z drogi, tylko obiecaj mi coś.
Popatrzyłam na niego z nad posklejanych od łez rzęs, przytakując.
   -Co takiego? -mój głos dosłownie pękał
   -Bądź szczęśliwa. Znajdż kogoś kto Cię uszczęśliwi na dobre.
Dobrze wiesz Karen, że to właśnie on Cię uszczęśliwia, powiedz mu to, prędko!
   -Obiecuje. Ale Ty również musisz obiecać coś mi.
   -Tak?
   -Przestań się niszczyć. A gdy tylko ten furiat w Tobie nie będzie dawał Ci spokoju, przyjdź do mnie. Zawsze, kiedy będziesz potrzebował pomocy. Albo...
   -Albo?
   -Znajdź kogoś, kto będzie Cię uspokajał jak ja i bądź szczęśliwy. Obiecasz?
Na dłuższy moment zapadła cisza. Byłam przekonana, że bicie mojego serca jest dosłyszalne nawet w drugim pokoju, w którym teraz siedzi Harry. Spojrzałam na Malika wciąż czekając na odpowiedź. Musi mi to obiecać.
   -Obiecuję.



  
*KJEHBFJUUJDVBGJUWRGJWR*
tym razem prawdziwe rozstanie Kayn, płaczmy razem. 
poważnie, rozbiło mi sie trochę smutno.. a jak WASZE ODCZUCIA?
PODOBA SIĘ? POCHWALCIE SIĘ W KOMENTARZACH!
ps. cholera to mi się podoba.


+zapraszam na zupełnie inne opowiadanie, WIRELESS 5SOS/LUKE HEMMINGS/ Fanfic.