niedziela, 18 maja 2014

Trzydziesty-drugi

Wygląd bloga minimalnie zmieniony, jak wam się podoba? 
Poza tym, zmieniłam nazwę, bo sama nazywam to 'Gentle' i ta nazwa jest wygodniejsza.
Przypominam o ankiecie i komentarzach, dziękuję za wszystko. love x
PS. POLECAM CZYTAJĄC SŁUCHAĆ WSZYSTKIE PIOSENKI,
 KTÓRE BĘDĄ SIĘ POJAWIAĆ W TRAKCIE 
I WYŚWIETLAĆ W NOWEJ KARCIE PO NACIŚNIĘCIU NA
 'KLIK'




Birdy - Not About Angels: klik. 

Patrzyłem jak Karen potrącona przez samochód upada na ziemię uderzając głową o krawężnik. Wszystko działo się cholernie szybko, choć wydawało mi się, że czas stanął w miejscu. Chciałem się rzucić w jej stronę lecz nie potrafiłem zrobić kroku. Zamarłem. Moje ciało zastygło w bezruchu, a buty nagle zrobiły się ciężkie sprawiając, że nie mogłem podnieść nóg. Kręciło mi się w głowie, jeszcze za nim dotarło do mnie co się dzieje. Co się stało właściwie sekundy temu. Louis trącił moje ramie, pędząc do niej by po chwili klęknąć przy niej. Ledwo ogarnąłem co robił, gdy sprawdzał jej puls. Miała zamknięte oczy, a jej piękna buzia nie okazywała żadnego wyrazu. Żyła. To oczywiste, nie mogła tak po prostu odejść.. bez pożegnania. Nie mogła tego zrobić bez nawrzeszczenia na mnie i zwyzywania mnie od najgorszych, bez prawdziwej rozmowy na temat tego co spierdoliłem, podczas której ona by dramatyzowała, a ja bym się wkurwiał. Jak mogłaby odejść bez poddania się i ulgi, gdy nasze usta łączyłyby się na koniec? I przede wszystkim, jak mogłaby odejść kiedy to ja jej tak bardzo potrzebowałem. Samolubnie pragnąc na wyłączność każdej jej cząstki, nie mogłaby zostawić mnie teraz. Zacząłem się trząść i z lekka rozklejać, dalej bez ruchu stojąc jak cipa! To było żałosne, że tak właśnie się zachowywałem. Zayn Malik, kto by pomyślał. Jedyne na co się zdobyłem, to rozejrzenie wokół by dostrzec tego gnoja, który jej to zrobił. W tym samym czasie, wychodził z auta, już na początku krzycząc jak bardzo dziewczyna jest niemądra. Ciskał w nią tak mocnymi słowami, że cały aż się spiąłem. Zwalił całą winę na nią. Chuj, nieważne, czy bezmyślnie wybiegła na ulice wcześniej niewidziana między moim samochodem a Tomlinsona. Ten pajac jechał z taką prędkością, że nawet gdyby ją widział -nie zatrzymałby się. Wystarczyło na tyle, by z łomotem upadła na ziemię i nieszczęśliwie uderzyła o ten przeklęty krawężnik. W duchu modliłem się, by za chwilę odzyskała przytomność, żeby nic poważnego się jej nie stało, choć nawet i to, było za wiele. Mała, krucha i bezsilna leżała na zimnym asfalcie, a obok niej siedział Louis. Bolało, kiedy na nią zerkałem. Zacisnąłem pięści i ruszyłem w stronę  kierowcy tego jebanego auta, by skopać mu porządnie dupę. W tym przynajmniej się sprawdzałem i nie czułem jak cipa! Smutek, żal i złość jeszcze bardziej mnie nakręcały i już po chwili facet leżał plecami przygnieciony do maski, z mordą obitą gorzej niż niejeden dłużnik mojego ojca. Z każdym ciosem moje wkurwienie narastało zamiast ustępować. Dosyć. Wtedy pomyślałem, że ona by na mnie krzyczała. Pewnie by płakała i kazała przestać. Położyła by dłoń na moim ramieniu, a ja bym się wzdrygnął pod wpływem jej przyjemnego dotyku. Patrzyłem na niego z politowaniem i obrzydzeniem, by po chwili spojrzeć w jej stronę i zmusić go do tego samego, tak by widział co zrobił niczego winnej dziewczynie. Przyglądałem się z odległości kilku metrów, nadal nie mogąc zrobić choćby małego kroku w jej stronę i choć wkurwiało mnie niemiłosiernie, że to Tommo siedzi przy niej, nie mogłem nic na to poradzić. Trzymałem tego sukinsyna czekając na policję, po którą wcześniej zadzwonił Lou, a także pogotowie. Nim się spostrzegłem, pojawiła się karetka a za nią radiowóz. Louis wstał ułatwiając dostęp lekarzom i dołączył do mnie i tego cwela by złożyć zeznania. Kiedy skończyłem i ponownie nie spuszczałem wzroku z Niej i otaczających ją ratowników, czując się jak frajer. Nie potrafiłem jej pomóc, choć tak bardzo chciałem. Nie miałem szans - nie byłem lekarzem, więc obserwowałem ich pracę, a serce z każdą minutą pękało mi na kawałeczki. Czułem się źle z myślą, że może gdybym nie był takim palantem i nie chciał jej na siłę zatrzymać, ona nie musiałaby się wyrywać... może wtedy...
   -Czy państwo są rodziną? -zapytała ratowniczka, a moje spojrzenie i Louisa zetknęły się ze sobą na ułamek sekundy
   -Jestem jej chłopakiem -odpowiedziałem cicho. Zdecydowanie dziwnie cicho.
Kobieta obdarzyła mnie podejrzliwym spojrzeniem, po czym jakby odgoniła od siebie wszystkie myśli na bok i odchrząknęła głośno.
   -Niestety, w świetle prawa nie jest pan nikim pokrewnym. Czy jest ktoś, kto mógłby się zjawić w szpitalu by wypełnić niezbędne papiery w sprawie tej dziewczyny? Ma pan kontakt z kimkolwiek z jej rodziny? 
Czekała aż jej odpowiem wlepiając we mnie brązowe chłodne oczy, a ja zdałem sobie sprawę, że nawet nie mam jak skontaktować się z jej mamą, gdyż nie mam tego cholernego numeru. Żałosne.
   -Ja mam kontakt z jej matką -wtrącił Louis posyłając mi cwaniacki uśmieszek- Zaraz do niej zadzwonię.

Dojechałem do szpitala kilkanaście minut po karetce, w której przewożona była Karen. Akurat dzisiaj żadne światła na ulicach Brighton nie chciały iść mi na rękę. Wysiadłem zatrzaskując z impetem drzwiczki mojego Merca i pośpiesznie udałem się do recepcji, przy której też sekundę po mnie zjawił się Tomlinson. Nikt nie chciał mi.. nam powiedzieć co się z nią dzieje, ponieważ żaden z nas nie był 'nikim wystarczająco bliskim', nikim z nią spokrewnionym. Jedyne co udało się wyciągnąć od młodej pielęgniarki to to, że nadal jest nieprzytomna i mają zamiar zrobić jej masę badań. Nie byłem zadowolony z obecności Lou i nie miałem zamiaru się z tym kryć.
   -Czy mógłbyś wreszcie przestać chodzić w tę i z powrotem i usiąść z dupą na tym jebanym krześle? -syknąłem, kiedy sam zajmowałem miejsce na plastikowym krzesełku w poczekalni koło recepcji.
   -Nie. Odjeb się z łaski swojej. 
   -Po co tu w ogóle jesteś, co? Nie jesteś już z nią, nie jesteś nawet jej przyjacielem... zostawiłeś ją więc...
   -To nie znaczy, że nie mam prawa się o nią martwić kretynie! -krzyknął, a wszyscy spojrzeli na nas.
Chciałem coś mu jeszcze powiedzieć, ale w tym momencie przerażona kobieta wbiegła do pomieszczenia. To była mama Karen. Szybko podeszła do nas witając się w pośpiechu. 
Czekaliśmy aż pojawi się lekarz prowadzący i udzieli nam jakichkolwiek informacji po tym, jak pani Stone wypełniła kupę dokumentów związanych z ubezpieczeniem, zgodami na badania i innymi pierdołami. Przyszedł do nas siwowłosy mężczyzna około pięćdziesiątki, a  kiedy tylko się odezwał, usłyszałem jego wkurwiający akcent. Twardo wymawiane litery w zdaniach wskazywały na niemiecki, szczególnie łatwo słyszalny, podczas gdy wymawiał jej imię. Karen miała wciąż robione badania i nadal nie była przytomna. Powiedział, że ma mnóstwo potłuczeń, ale żadnego złamania czy czegoś tego typu. Większym problemem było to, że przy upadku, gdy rąbnęła głową o krawężnik, doznała prawdopodobnie silnego wstrząsu mózgu, jednak nie można było tego stwierdzić, gdy 'spała'. Doktor Coils, bo tak się nazywał, uprzedził nas także, że nie wiadome jest to, czy będzie miała jakieś powikłania, czy nie straciła jakiegoś zmysłu, zdolności czy czegokolwiek.. nie bardzo rozumiałem, słuchałem piąte przez dziesiąte. Wiedziałem tylko, że nie jest pewne co się wydarzy, gdy się obudzi i czy wszystko będzie jak wcześniej. Mówiąc o budzeniu.. mogła zapaść w kilkudniową śpiączkę lub w każdej chwili otworzyć oczy. Wszystko zależało od tego, jak jej ciało, umysł i organizm będą walczyć o to. Byłem pewny, że muszę przy niej zostać i tak też zrobiłem.
   -Zayn chłopie, idź się prześpij. -powiedziała wyrywając mnie ze słabego snu pani Stone. 
Podniosłem głowę z brzegu szpitalnego łóżka Karen i ziewnąłem w głos. Mijały kolejne godziny, a ona nadal słodko 'spała' nie zdając sobie sprawy z tego, co dzieje się ze mną od środka. Wariowałem. Chciałem by się obudziła. Jej mama położyła dłoń na moim ramieniu, tak jak zazwyczaj robiła to Ona i uśmiechnęła się.
   -Obiecuję, że jako pierwszy dowiesz się kiedy się wybudzi...
   -Zostaję. Niech pani znów nie zaczyna.
Uśmiech lekko jej zmalał, choć tak na prawdę nie była zła czy coś. Po prostu nie udawało jej się mnie przekonać, a przecież chciała jak najlepiej. Kilkakrotnie w ciągu tych 6 godzin od kiedy skończyły się badania, próbowała nakłonić mnie do powrotu do domu. Na sen, na kąpiel i na powrót rano. Nie było takiej opcji. Widziała, jak mi zależy by być przy Niej, zdawała sobie doskonale sprawę z tego, że jedynym powodem dla którego bym miał wyjść, byłoby gdyby to Karen mnie wywaliła stąd. Wiedziała, ale mimo to wciąż próbowała.
   -W takim razie, przynajmniej zadzwoń do rodziców Zayn
   -To nie będzie konieczne
Wydawało się, że nie mamy nic lepszego  poza rozmową, więc opowiedziałem jej trochę o swojej rodzinie. Przyjemnie czuć, że mnie poznawała i w dodatku chyba lubiła, mimo, że byłem sobą. Nie udawałem ekstra kandydata na chłopaka jej córki, ja po prostu  nim byłem. Byłem chłopakiem jej córki, byłem sobą. Chociaż stronę furiata starałem się ukryć jak najgłębiej. Poza tym, zachowywałem się normalnie. Ostatni raz kiedy się we mnie odezwał, był podczas kłótni z Louisem godzinę temu. Na szczęście chwilę później zmył się do domu, a może do Anne. Nie interesowało mnie to zbytnio, po prostu się cieszyłem, że ja mogę być przy niej.

Birdy - Shine: klik.

Dziewięć godzin. Dziewięć cholernych godzin minęło od kiedy skończyli robić jej badania. Nadal miała zamknięte oczy i nie reagowała. Siedziałem z boku patrząc i słuchając jak jej mama do niej mówi. Przekonywała mnie, że Karen to wszystko słyszy i wtedy szybciej będzie się wybudzać, a ja tylko śmiałem się pod nosem i mówiłem, że to niemożliwe. Dziewięć godzin, a w ciągu nich tylko 30minut drzemki.
   -No nic. Obok jest sklep nocny, chyba skocze po coś do jedzenia i może jakąś kawę. Chcesz coś? -zapytała mnie Elle (jej mama, gdyby ktoś nie wiedział)
Pokręciłem przecząco głową i patrzyłem jak wychodzi, a chwilę później zająłem miejsce z powrotem na krzesełku obok łóżka. Przetarłem delikatnie dłonią jej twarz i poprawiłem kosmyk włosów. Mimo siniaka ogromnej wielkości na kości policzkowej i opatrunku na czole, wyglądała pięknie. Szczególnie kiedy spała. Obserwowałem jak oddycha, jak jej klatka z narzuconą kołdrą unosi się i opada. Co jeśli ona na prawdę szybciej się obudzi, kiedy zacznę do niej mówić? To głupie Zayn, będziesz mówił do nieprzytomnej dziewczyny, udając że ona to wszystko słyszy? Co się z Tobą dzieje, Ty na prawdę się zmieniasz przy niej.
   -Kochanie...
Mówiłem cicho jakby nie chcą żeby ktoś mnie usłyszał. Wstydziłem się.
   -Mała, ja nie wiem czy mnie słyszysz. Twoja mama pół nocy starała się mi to wmówić, ale ja do końca nie jestem przekonany, więc jeśli mnie słyszysz.. to może się już obudź co? Słyszysz mnie Karen?
Pokręciłem głową zrezygnowany, uświadamiając sobie, że robię siebie idiotę. Chociaż przecież nikt nie widzi.
  -Myślę, że powinienem Cię przeprosić. Chociaż może nie? Nie zrobiłem nic złego i tak nie byłaś szczęśliwa z Louisem. A może chciałem mieć Cię tak bardzo, że to było dla mnie jedyne wyjście?
Nie ruszała się. Żadnego chociażby najmniejszego drgnięcia palcami czy pokręcenia nosem.
  -Wspominałem, że jestem egoistą i samolubem? Jestem pewny, że o tym wiesz. Cholera, przepraszam jeśli zniszczyłem Ci życie, miłość, związek, cokolwiek. Mimo, że tak nie uważam, bo wiesz.. Twoje pojawienie się w moim świecie, to najlepsza rzecz jaka mnie spotkała. I widzisz, nawet się przy Tobie rozklejam.. tak nie powinno być, wiesz mała?
Cholernych kilka łez spłynęło po moim policzku, a ja nawet nie miałem zamiaru ich wycierać. Były dowodem na to, ile ona dla mnie znaczy. Nikt nie znaczył tak wiele, nikt tak na mnie nie działał. Była jak Anioł Stróż, za każdym razem powstrzymując mnie przed tym, przed czym inni nie potrafili - przed sobą samym.
   -Tyle razy mogłem zrobić komuś krzywdę.. tyle razy komuś ją robiłem, ąz pojawiłaś się Ty.. Uspokajasz mnie, sprawiasz, że zaczynam zastanawiać się nad tym co robię i przestaję. Łagodzisz mój ból, hamujesz agresję i złość. Wystarczy, że jesteś blisko. Nie wiem co by się stało gdyby Cię już nie było. Kurwa, nie zdajesz sobie sprawy z tego jak bardzo Cię kocham. Ale nadal uważam, że jesteś beznadziejna, pamiętaj.
Zaśmiałem się na myśl, że ona pewnie też by się śmiała, przywołując do wspomnień nasze pierwsze rozmowy. Zawsze uważałem, że jest beznadziejna. Tylko dlatego, że nie była moja.
Siedziałem opierając łokcie na kolanach ze spuszczoną głową. Byłem totalnie zamyślony, nie zwróciłem uwagi kiedy jej palce i dłonie delikatnie zaczęły się ruszać. Cichy stłumiony jęk sprawił, że podniosłem głowę i zobaczyłem jak powoli otwiera oczy. Serce waliło mi jak szalone, prędko złapałem jej dłoń szepcząc jej imię. 'Dalej kochanie, otwórz oczy' dodawałem jej otuchy. A kiedy w końcu to zrobiła, moje serce znów pękło.
   -Gdzie ja.. kim jesteś?


/3dni później/
   -Więc mówisz, że Cię nie pamięta? -zapytał Niall stojąc ze mną na palarni pod szpitalem
   -Dokładnie. W zasadzie jedyne co powiedziała na mój temat to to, że moje oczy wyglądają znajomo.
   -Cholera! I jesteś jedyną osobą, której nie jest w stanie sobie przypomnieć?
   -Na to wygląda... -odpowiedziałem wbijając wzrok w ziemię
   -I co zamierzasz zrobić? Siedzisz tutaj już trzeci dzień Zayn. Wykończysz się. Powinieneś wrócić na trochę do domu, nic tu po Tobie. Poza tym, Twoja mama się martwi, a ojciec potrzebuje Cię... sam wiesz do czego. Pominę szkołę, bo to nigdy nie było naszym priorytetem, ale popatrz.. ona nawet Cię nie kojarzy. Ta sytuacja jest do bani.
Do bani? Ta sytuacja była pokurwiona i dobrze o tym wiedziałem! Ale mimo to, miałem wciąż nadzieje, że może coś jej się przypomni. Doktor Coils mówił, że to może być chwilowe. Że może wspomnienia wrócą w najmniej oczekiwanym momencie i w zasadzie wszystko może jej pomóc. Tylko.. dlaczego musiała zapomnieć akurat mnie? Nie wiem czy pamiętałaby Horana czy Stylesa, ale ze wszystkich osób które ją odwiedziły w ciągu trzech dni byłem jedyny. To kara - pomyślałem.
   -Nic nie zrobię. Będę czekał. Wiesz, gdybym tylko kurwa wiedział jak jej pomóc, jak sprawić żeby sobie przypomniała cokolwiek...
   -Zrobiłbyś to, wiem. Ale nic nie poradzisz. Po prostu, pamiętaj że masz nas -rozejrzał się szukając wzrokiem Hazzy siedzącego z jakąś panną na ławce przed szpitalem- No cóż, masz mnie.
Uścisnąłem go i w tym momencie dziękowałem Bogu, że mam kogoś takiego jak przyjaciele pomimo całego syfu w jakim dorastam i żyję. Chwilę po naszym niezbyt męskim wybryku dołączył do nas Harry, żeby zgarnąć blondyna. On nigdy się nie przejmował, rzadko komuś współczuł, tym bardziej Karen, ponieważ się nie lubili. Ale wystarczyło to, że przyjechał. Pożegnał się ze mną i odjechali, a ja wróciłem do środka. Po drodze kupiłem kawę, której jeszcze trzy dni temu bym nie tknął i soczek, który ona uwielbia. Szedłem powoli, czując jak intruz. Jakbym chciał zrobić coś złego. Moja dziewczyna mnie nie pamiętała i za każdym razem, gdy sobie to przypominałem-bolało bardziej. Co prawda, ani razu nie zabroniła mi przyjść, co ciekawe była skora do rozmów od rana do nocy. Rozmawialiśmy prawie o wszystkim. Wszystkim oprócz nas. Raz spróbowałem, a ona się rozpłakała. Płakała z bezsilności, przez to, że nic nie pamięta, a bardzo chciała sobie przypomnieć. Wierzyła mi i wszystkim dookoła, najbardziej chyba Penny, ale mimo to, nie potrafiła wrócić wspomnieniami do mojej osoby. Od tamtego razu, rozmawialiśmy o wszystkim innym co mogłoby jej pomóc.
Zbliżałem się już do sali numer 329, a serce łomotało mi strasznie. Bałem się, że może tym razem będzie miała mnie już dość. W końcu mnie nie pamięta, nie jestem jej potrzebny.
Znów wychodził zadowolony jakby wygrał milion dolarów z jej sali. Pieprzony młody lekarzyk, z tak samo irytującym akcentem jak jego siwowłosy ojciec. Zadufany w sobie złotowłosy typ, z ustami jak u Angeliny Jolie. Pierdolony laluś. Przysięgam, gdybym nie widział jak ślini się do Karen, śmiało stwierdziłbym, że jest gejem. Ale na moje nieszczęście nie był.
Minął mnie bez słowa, a ja niepewnie wszedłem do środka. Mała uśmiechała się od ucha do ucha, a ja wiedziałem, że to wcale nie z mojego powodu. Bolało. Cholernie bolało.
Wszystko czego teraz chciałem to jej dotyk, jej czule wypowiedziane słowa i to, by patrzyła na mnie swoimi szarymi oczami jak wcześniej. Chciałem, żeby wiedziała jak bardzo mnie kocha...



*JEŚLI SIĘ PODOBA, KOMENTUJCIE*
*w duchu modlę się by posypały się komentarze, a co można marzyć!*


7 komentarzy:

  1. Mi sie bardzo podoba. Nie mam słów. Jednak Styles gadający z jakąś panną w szpitalu mnie rozwaliła. Wiem, że to bardzo emocjonalny rozdział, ale mimo to humor i pozostał co mi sie bardzo podoba. Do następnego

    OdpowiedzUsuń
  2. Niech Karen przypomni sobie Zayn'a. No błagam !!
    A tak na serio to zaskoczyłaś mnie z tym rozdziałem. Takiego się nie spodziewałam.

    OdpowiedzUsuń
  3. miałam nadzieję, że tak się stanie, ahahahaha ♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiedziałam, że Karen straci pamięć. No ale myślałam, że po kilku/kilkunastu chwilach sobie wszystko przypomni, i będzie pamiętała Zayn'a !!! No błagam, niech go sobie wkrótce przypomni... ^.^ A tak wgl to rodział jak zawsze świetny :) Pozdrawiam - @zosia_official ;3

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie spodziewałam sie takiego obrotu akcji ;d rozdział bardzo mi sie podoba ;) Zuza

    OdpowiedzUsuń
  6. Hahahah jak zaczelam czytac od razu wiedzialam ze starci pamiec, no bo przeciez my jestesmy specami w sprawach rezyserskich ! bardzo mi sie podoba :3

    OdpowiedzUsuń
  7. KOCHAM <3
    UWIELBIAM CIĘ

    OdpowiedzUsuń