wtorek, 27 maja 2014

Trzydziesty-trzeci

Wena na ten rozdział mnie opuściła,
przepraszam bardzo bardzo bardzo. Jest tu jeszcze.. ktoś?
ANYWAY, DZIĘKUJĘ ZA PRAWIE 18TYS WYŚWIETLEŃ, HOLY SHIT! ♥ 


Low - Lullaby: klik.
Pamiętasz piękne, wyjątkowe i warte zapamiętania chwile, spędzone z osobą,
która była dla Ciebie kimś ważnym, kimś kto był Twoim wszystkim?

I nie było ważne, ile złego ta osoba zrobiła, dla Ciebie była wszystkim co dobre, 
była wszystkim co najlepsze w Tobie. Moment, kiedy zaczęliście się do siebie zbliżać, 
pierwsze spojrzenia, gesty, pierwsze wypowiedziane na głos słowa w waszym kierunku.
Pamiętasz dni, kiedy zaczęliście się poznawać? 
Pamiętasz to uczucie, które powstawało na sam widok tej osoby?
Wystarczył jeden uśmiech, jedno spojrzenie i Twój dzień nie miał szans na bycie złym.
A dźwięk Twojego imienia wypowiadanego przez tą osobę, pamiętasz?

Gęsia skórka i dreszcze przechodziły po Twoim ciele, a w brzuchu odczuwałeś przyjemne łaskotanie. Pierwszy raz kiedy zdałeś sobie sprawę z tego co czujesz, 
wiedziałeś czego chcesz i byłeś tego pewien.
Miałeś wszystko. Miałeś swoją ukochaną osobę i tylko to Ci wystarczało - jej obecność.
To z pewnością chwile, które chcielibyśmy zatrzymać na długo w pamięci...
A co jeśli... A co jeśli nagle wspomnienia znikają? Nie pamiętasz nic.



Miałam już dosyć leżenia w tym przeklętym szpitalu, na tej przeklętej sali i w tym przeklętym łóżku! Cholera, oddałabym wszystko, żeby tylko móc wrócić do domu. W duchu modliłam się, żeby Max -mój lekarz, a raczej syn lekarza prowadzącego przyniósł mi jakieś miłe wieści, może chociaż to, że niedługo mnie wypiszą? Spojrzałam na zegarek i potarłam lekko czoło, zastanawiając się co zajmuje mu tyle czasu. Zwykle o tej godzinie, Max przychodził do mnie i sprawdzał jak się czuję. Przez te kilka dni naprawdę go polubiłam, wydawał się całkiem miły i sympatyczny, poza tym był przystojny, choć to niezbyt mój typ miał w sobie coś. Mówiąc o moim typie... kiedy tylko patrzyłam na Zayna, gdy się tutaj zjawiał, miękły mi kolana. I przysięgam, gdybym mogła stać, a nie była przymocowana do tego gównianego łóżka, pewnie upadłabym stając przed nim. Jest strasznie gorący. Pamiętam noc, kiedy się obudziłam. Był przy mnie. Był taki kurewsko szczęśliwy, kiedy trzymał mnie za rękę i cicho wymawiał moje imię. Nie mogłam i do tej pory nie mogę go sobie przypomnieć. Wszystko pamiętam jak przez mgłę, a to jest strasznie frustrujące. Pamiętam jak się załamał, mogłam to niemalże dostrzec patrząc na niego. Widziałam, jak bardzo go to zabolało, ale przecież nic nie mogłam na to poradzić. Próbowałam wielokrotnie sprowadzić myślami jakiekolwiek wydarzenia, chciałam móc go pamiętać. Widząc jak walczy o mnie, o to co było między nami, pragnęłam tego cholernie bardzo. Tej nocy, kiedy siedział pod salą i płakał, mama opowiedziała mi 'naszą historię' a przynajmniej tyle co ona sama wiedziała. Chciałam go przytulić, po tym wszystkim powiedzieć ile dla mnie znaczy, ale nie potrafiłam. Nie mogłam. Nie czułam nic poza pustką. Jedynie jego oczy... były tak znajome, a serce waliło mi jak szalone gdy w nie patrzyłam. Kiedy moje odbicie się w nich pojawiało, w karmelowych tęczówkach chłopaka widać było radość. Niestety, nie mogłam zrobić nic więcej poza spędzeniem z nim czasu i przepraszaniem, że nie jestem..sobą. Te trzy ostatnie dni z pewnością były dla niego ciężkie. Odczuwał to zupełnie inaczej niż ja i mogłam to sobie wyobrazić. Ja miałam o wiele łatwiej. Nadal mam. Ja całkowicie wszystko zapomniałam - on - nadal pamięta, choć mnie stracił.
   -Wybacz spóźnienie, śpiąca królewno. -powiedział wchodząc do pomieszczenia Max
   -Oh, wcale nie spałam! -oburzyłam się karcąc go przy tym wzrokiem
   -Cokolwiek mówisz, wiem jak było. Jak tam Twoje sny, coś nowego?
Trzeci dzień z kolei śnił mi się ten sam sen: "Jestem w szkole. Widzę obok siebie uśmiechniętego Louisa, coś do mnie mówi. Wstaje i idę w kierunku wyjścia. Chłopak, którego twarzy nie mogę dostrzec pojawia się tuż obok. Idziemy razem w stronę plaży, na której po chwili się znajdujemy. Czuje, jak na mnie patrzy i mimo, że ja również na niego zerkam, nadal nie widzę nic. Nie wiem kim jest. Śmiejemy się, choć coś zagłusza dźwięk, tak, że go nie rozpoznaję. Po chwili oboje leżymy na ciepłym piasku i czuje radość. Następnie znajdujemy się na moście. Widzę fale przede mną i czuje jego obecność. Cisza. Chwilę później obraz znika. Słyszę melodie i ledwo dosłyszalne słowa piosenki. 'He takes your hand, I die a little' I się budzę. "
   -Nope. Nadal to samo, zero nowych szczegółów. Zero jakichkolwiek -powiedziałam wzruszając ramionami
   -Przykro mi. Mam nadzieje, że wkrótce sobie przypomnisz cokolwiek, bo ten chłopak...
   -Tak wiem, Max. Nie musisz mówić. Chciałabym tak bardzo sobie przypomnieć.
Żadne z nas nic nie mówiło, słychać było tylko tętniący życiem szpital. Wbiłam wzrok w podłogę, czując ból w sercu. Co jeśli to była prawdziwa miłość?
   -W każdym bądź razie, wpadłem żeby przekazać Ci wiadomość. -powiedział nagle Max, a ja popatrzyłam na niego zaciekawiona. Błagam, na serio chcę do domu.
   -Jutro wracasz do domu!
Tak jest! Gdybym mogła skakać, pewnie właśnie bym to robiła. Tymczasem podniosłam się i przytuliłam mocno doktorka, po czym zawstydzona prędko się odsunęłam. Nareszcie!
   -Wybacz doktorze....
   -Oh oczywiście. Chociaż, moglibyśmy czasem to powtórzyć.
Max uśmiechnął się i puścił mi oczko wychodząc, zostawiając mnie samą, oblaną różowym rumieńcem palącym moje policzki.
Siedziałam na łóżku z ogromnym uśmiechem. Jutro wracam do domu! Nie ma nic lepszego niż własne łóżko, telewizja, własna łazienka.. wszystko jest lepsze w domu. Ciche pukanie rozniosło się po sali chwilkę po tym jak Max wyszedł. Spojrzałam w kierunku drzwi, w których stał Malik. Uśmiechnęłam się jeszcze bardziej, ale on zamiast odwzajemnić gest, posmutniał. Dlaczego?
Stał i patrzył na mnie, przegryzając wargę. W jednej dłoni trzymał plastikowy kubek kawy, a w drugiej sok, jak myślę, dla mnie. Przyglądałam się mu czekając na to co zamierza zrobić. Bił się chwilę z własnymi myślami, jakby bał się wejść. Czekał aż mu pozwolę. Robił tak za każdym razem, ale go nie winię za to czy coś... w końcu wydawał mi się obcy i miał prawo czuć się dziwnie.
    -Chodź tu. -powiedziałam chicho

-Zayn-
'Chodź tu' . O kurwa. Dwa słowa niosły się echem w mojej głowie. Zabrzmiała jak moja mała. Boże, jak moja Karen. Nie wiedziałem czy powinienem się rzucić w jej stronę czy nadal twardo, powoli stąpać w jej kierunku. Tak bardzo jej pragnąłem.
Podszedłem do jej łóżka i usiadłem na krzesełku, na którym z pewnością chwilę temu siedział ten laluś.
   -Hej -szepnąłem, pocierając jej policzek, a ona lekko drgnęła
   -Znów się widzimy, Malik.
Karen zachichotała, po czym wzięła sok z mojej dłoni. 'Mmm' wyjąkała trzymając słomkę w zębach. Cholera, kiedy się przyglądałem z jaką delikatnością zagryza ten plastik, kiedy patrzyłem na jej usta, kiedy przypomniałem sobie ich smak, miałem ochotę się w nich zatracić. Ale kurwa nie mogłem.
   -Masz dziś lepszy humor, mała.
   -Tak! -oczy aż jej zaświeciły
Kurwa to na bank zasłucha tego fiuta Maxa. Jak nie Tomlinson to jakiś doktorek się wpierdala.
   -Za to Ty chyba niezbyt Zayn, stało się coś?
Czy ona poważnie zadała mi to pytanie? Czy ona sobie kurwa zdaje sprawę co czuje? Ja pierdole.
   -Nie. -powiedziałem stanowczo po czym odwróciłem wzrok.

Do późnego wieczora siedzieliśmy i rozmawialiśmy. Tego dnia już nikt poza mną jej nie odwiedził, więc miałem ją tylko dla siebie. Patrzyłem w jej błyszczące oczy, kiedy z entuzjazmem mówiła mi ile planuje zrobić po powrocie do domu. Wsłuchiwałem się w każde jej słowo, chociaż żadnego nie rozumiałem. Słuchałem jak mówi. Patrzyłem na jej gesty i mimikę twarzy. Kilka razy walnęła mnie w ramię, gdy zauważyła, że bujam w obłokach. Zachowywaliśmy się jak dawniej, jak przyjaciele, co bardzo mnie bolało. Zrobiło się ciemno, do sali wpadało jedynie światło z korytarza. Chciałem wstać i je zapalić, ale Karen mnie powstrzymała. Sądziła, że tak lepiej jej sobie wszystko wyobrazić, kiedy nic jej nie rozprasza. Patrzyła swoimi szarymi oczami w moje, a serce łomotało mi jak szalone. Kocham Cię. Miałem ochote wykrzyczeć jej to milion razy, ale jaki w tym był sens?
    -Zayn...
    -No?
    -Bo.. ja tak sobie pomyślałam... -zaczeła cicho
    -Co zrobiłaś?
    -Pomyślałam! -prawie krzyknęła niemalże zabijając mnie wzrokiem, a ja zaśmiałem się gardłowo. Kocham się z nią droczyć.
    -Więc co pomyślałaś? -znów się śmiałem
    -Nie.. to głupie...
Serio? Boże, błagam mów wreszcie kobieto.
    -Mów. Karen.
    -Pomyślałam, że może gdyby doszło do jakiegoś zbliżenia między nami, mogłabym coś poczuć i wtedy bym sobie wszystko przypomniała -powiedziała jednym tchem słowo po słowie, tak szybko, że chwilę zajęło mi zanim zrozumiałem.
Co? Co ona powiedziała, co właśnie.. Boże, skup się Zayn. Żadnych pochopnych ruchów, nie pokazuj jak bardzo się cieszysz, bo ją do siebie zrazisz. Spokojnie.
    -Możemy..spróbować. -wyszeptałem
Słyszycie jak to kurewsko dziwnie brzmi? "Spróbować" tak, jakbyśmy wcześniej tego nie robili.
    -Ok...
Powoli zbliżyłem się do niej i odgarnąłem jej włosy na bok, by złapać ją delikatnie za kark. Ona niepewnie zbliżyła się i ułożyła dłoń tak samo jak ja,a po chwili jej wargi dotykały moich. Delikatny pocałunek minimalnie się pogłębił, a ona przyciągnęła mnie bliżej i rozchyliła lekko usta. Tak bardzo tego pragnąłem, że nie mogłem się powstrzymać. Nim się spostrzegłem, napierałem na nią całym sobą, wbijając swoje usta w jej. Boże jestem palantem. Całowałem ją tak łapczywie i zachłannie, że niczego innego nie mogłem się spodziewać po tym jak mnie odepchnęła.
   -Wyjdź.



/2godziny później/
Siedziałem w barze, popijając szkocką. Palący gardło alkohol pobudził wszystkie moje zmysły. Rozejrzałem się dookoła po sali, w poszukiwaniu jakiegoś odpowiedniego celu. Kiedy moje oczy napotkały blondynkę siedzącą na stołku obok szafy grającej, zadzwonił mój telefon.
   -Czego?! -fuknąłem
   -Gdzie jesteś chłopie, byliśmy w szpitalu i...
   -Nie mam teraz czasu Niall! -wykrzyczałem i przerwałem połączenie.
Cały ten czas nie spuszczałem wzroku z tego kociaka naprzeciwko. Oblizywała usta patrząc na mnie, o tak skarbie wiesz co się będzie dziać - pomyślałem. Schowałem telefon do tylnej kieszeni jeansów, wypiłem do końca napój i rzucając szklankę na ladę ruszyłem w jej stronę. Bez słowa, złapałem ją za nadgarstek i pociągnąłem w stronę tylnego wyjścia.
   -Nie idziemy do toalety? -zapytała blondi
   -Zamknij się, chodź.
Dotarliśmy do mojego samochodu, który stał na starym parkingu. Tu nigdy nikogo nie było, nie musiałem ryzykować i pieprzyć się z nią w łazience.
   -Oprzyj się przodem na masce! -nakazałem, a ona tak zrobiła.
Podciągnąłem materiał jej spódniczki do góry, a majtki zsunąłem na wysokość jej kolan. Pośpiesznie rozpiąłem rozporek spodni i bez żadnego ostrzeżenia wszedłem w nią. Dziewczyna głośno zaklęła, po czym rozkoszowała się mną. Nie wiem czy udawała, że jej się podoba ale miałem to dosłownie w chuju. Nic mnie nie obchodziło.





PRZEPRASZAM CHOLERA,  WIEM, ŻE TO JEST TOTALNE DNO,
NIC SIĘ NIE DZIEJE, NIE MA SENSU ITD, ALE OBIECUJE, 
ŻE W NASTĘPNYM ROZDZIALE, WAM TO WYNAGRODZĘ :(



PS. ZAPRASZAM NA DRUGIE, ZUPEŁNIE INNE FANFICTION, 



6 komentarzy:

  1. Zajebisty rozdział!!!!!!!!!!!! Nie pisz mi tu że to "dno"!!!!
    I jeszcze ta nuta :D
    KOCHAM :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Zdradził Karen? Ale... dobra, jak jeszcze raz powiesz, że jesteś przewidywalna, to cię walnę.
    O matko, za dużo emocji

    OdpowiedzUsuń
  3. Przestań pisać przy każdym rozdziale,że dno!!!! Jest meeegaaaa <3

    OdpowiedzUsuń
  4. zayyyyn idioto!!!!!! :/ zabilas mnie :( HALO PISZ CZESCIEJ, BO CI COS ZROBIE :( ♥

    OdpowiedzUsuń
  5. CZY ON JA ZDRADZIL KURDE ? ? ? ? ? ? ? ? ? ? ; O
    PISZ PROSZE

    OdpowiedzUsuń