sobota, 15 lutego 2014

Szósty

CZYTASZ=KOMENTUJESZ. MOTYWUJ!


Leżałam na łóżku wtulając się do poduszki. Całkowicie się wyłączyłam. Byłam tylko ja i Zayn w moich myślach. Po dłuższej chwili pomyślałam sobie, że to błąd. Ogarnęły mnie wyrzuty sumienia, bo przecież ja mimo wszystko nadal byłam z Louisem. Najlepszym przyjacielem mojego brata, najlepszym przyjacielem bruneta. A przynajmniej miałam taką nadzieje. A co jeśli przeze mnie ich więź zniknie? Przecież Malik mi tylko pomógł, kiedy nie było przy mnie Lou... westchnęłam z żalem, bo Zayn miał rację. Byłam beznadziejna.


Podniosłam się i wyszłam z pokoju prosto do kuchni, byłam pewna, że spotkam tam Louisa o ile nadal tu był. Nie myliłam się. Siedział zamyślony, zrezygnowany i wyglądał na bardzo przybitego. 
Gdy tylko zobaczył mnie w drzwiach poderwał się na równe nogi i stanął tuż przede mną. Złapał moje ręce i przyłożył do swoich policzków. Wpatrywałam się w jego błękitno-szare oczy i milczałam. Chciałam go przeprosić, że przez chwilę zapomniałam o nim, ale z drugiej strony było mi bardzo źle, że to właśnie jego nie było obok, kiedy potrzebowałam pomocy. Chciałam też nakrzyczeć na niego za to jak potraktował Malika, za to, że pomyślał o tym, że go zdradziłam. Jednak nie wydałam z siebie żadnego słowa, które padło mi na myśl. Przerażony Lou patrzył mi w oczy. Bardzo to przeżywał.
   -Powiedz coś. 
Nie odezwałam się. Trząsł się i wbijał we mnie swój wzrok. Jego piękne oczy badały dokładnie moją twarz, moje ciało, mnie.
   -Błagam kochanie, cokolwiek. -jego głos drżał, a ja nadal milczałam.
Odsunął się ode mnie i zaczął mówić niby do mnie, ale brzmiało raczej jak monolog. Słowa z jego ust wypadały bardzo szybko, jakby nie myślał w ogóle nad tym czym mają jakikolwiek sens. Zdanie za zdaniem.
   -Karen Stone, nie masz pojęcia jak mi przykro. Sam nie wiem z jakiego powodu bardziej. Dlatego że nie było mnie przy Tobie i Cię zawiodłem, czy dlatego, że jestem takim palantem i oskarżyłem Cię jakby nie patrząc o zdradę. I to z moim kumplem! Karen kochanie, skarbie, jesteśmy ze sobą już jakiś czas, a przecież przez ten czas wciąż było dobrze. Ale ja, oczywiście ja Louis Tomlinson musiałem zjebać sprawę, Twoją drugą szansę. Byłem tak bardzo wściekły... ale przecież gdybyś tylko zadzwoniła rano, a ja bym się nie musiał martwić, ani niczego domyślać byłoby inaczej. Chwila.. Tommo Ty frajerze, nie możesz zwalać winy na Karen, przecież to Ty ją zostawiłeś. Powiedz mi kochanie, nic Ci nie jest? Wiem, że nie zasługuje na to, żebyś obdarowała mnie nawet chociażby spojrzeniem, ale jesteś małym słoneczkiem, które świeci dla mnie każdego dnia. Nawet nie wiesz jak bardzo chciałbym cofnąć czas...przepraszam.
Lou po prostu podszedł i mocno się do mnie przytulił. Jego serce biło tak szybko, a ręce którymi dotykał moich pleców drżały. Przez ilość wszystkich słów jakie wypowiedział, sama nie wiedziałam od czego zacząć. Przytuliłam go tylko jeszcze mocniej do siebie.
   -Powinieneś podziękować Zaynowi, Louis. Gdyby nie on, słońce przestałoby oświetlać Ci każdy dzień.
Nic na to nie odpowiedział, ani się nie poruszył. Czule mnie przytulał jakby musiał odczekać aż się uspokoi.
   -Później. Ty jesteś najważniejsza, nic Ci nie jest? Chcesz o tym pogadać? -spojrzał na mnie.
Poszliśmy do mojego pokoju i bez szczegółów jak najkrócej się dało opowiedziałam mu całe zajście. Nie wspomniałam o tym co stało się w nocy w posiadłości Malików, bo chyba za bardzo się bałam o tym mówić. Nie chciałam żeby brunet potem na mnie był zły, to przecież rodzinne sprawy. Kiedy cały smutek, złość i poczucie winny nas opuściło, spędziliśmy miło resztę czasu. Nie, nie tak jak myślicie. Nigdy jeszcze ze sobą nie spaliśmy i nie mieliśmy tego w planach, a przynajmniej ja. Obejrzeliśmy jakąś komedie wtuleni w swoje ramiona. Bawiłam się włosami Lou, a on tak uroczo wściekał się kiedy niszczyłam tym jego wbrew pozorom starannie ułożoną fryzurę. Składałam małe pocałunki na jego delikatnych ustach i obu policzkach. Zapomniałam o wszystkim. Dałam mu kolejną szanse.

Po wyjściu Louisa wzięłam dłuższą kąpiel i przyszykowałam do spania, a potem ułożyłam się wygodnie na swoim łóżku. Wzięłam ipoda i odpaliłam muzykę i nawet nie pamiętam, w którym momencie zasnęłam.
Następnego dnia znów był przeklęty poniedziałek. Nikt nie lubi poniedziałków. W drodze do szkoły spotkałam się z Lou i poszliśmy razem. Słońce świeciło jasno, a ja uważałam to za dobry znak. Mimo wszystko to będzie dobry dzień - pomyślałam. Szliśmy korytarzem za rękę i uśmiechaliśmy się od ucha do ucha. Właśnie wykłócaliśmy się o coś, bo każde z nas miało inne zdanie kiedy wpadłam na Zayna.
   -Oh wybacz. Cześć Malik -powiedziałam ciągle się uśmiechając, a ten tylko zaklnął pod nosem.
   -Stary, musimy pogadać, słuchaj...-zaczął Lou, ale brunet od razu mu przerwał.
   -Nie chce słuchać Twoich marnych przeprosin czy durnych podziękowań. Mam nadzieje, że w końcu uda Ci się zabawić z Karen. 
I odszedł. Stałam jak wryta i wbijałam wzrok w Louisa, który był tak samo zaskoczony jak ja. 
   -Próbowałem kochanie. -wymamrotał.
   -To nic, na pewno mu przejdzie.
Oh, jak bardzo się myliłam. Tego dnia Zayn zaczął unikać całej paczki. Na stołówce siadał z dala od nas, tam gdzie wcześniej przesiadywałam ja. Na korytarzu mijał nas z kamienną twarzą, bez słowa. Ani razu nie spojrzał w naszą stronę. Co się z nim stało? Z daleka dało się wyczuć jego złość. Kiedy szłam na naszą wspólną lekcje u profesora P. zauważyłam Malika siedzącego już w sali. Usiadłam przed nim na swoim miejscu. Byłam spięta i tak bardzo kusiło mnie żeby do niego zagadać. W końcu nie wytrzymałam.
   -O co Tobie chodzi tak właściwie co? -odwróciłam się.
Chłopak nawet nie spojrzał w moją stronę, tylko dalej wyglądał przez okno.
   -Malik! -krzyknęłam.
Nadal milczał. No cudownie. Byłam zła, że go nie rozumiem, a przecież dobrze się z nim dogadywałam, a jednocześnie smutna, że się do mnie nie odzywa. Zrezygnowana odwróciłam się i skupiłam na witającym nas nauczycielu. Lekcja była długa i nudna. Tak na prawdę nawet nie wiem o czym była, bo na myśl o brunecie przechodziły mnie ciarki. Był tak blisko, a jednak był tak niedostępny. 
Lekcja dobiegła końca, chłopak natychmiast opuścił klasę,a ja wybiegłam za nim. Próbowałam go dogonić, ale wyszedł ze szkoły, więc nie miałam szans. Znów nic. Poszłam do swojego chłopaka. Tommo stał oparty o szafki i od razu, gdy podeszłam obdarował mnie czułym pocałunkiem. Nie miałam ochoty iść z nim do naszych znajomych, więc zostałam. Otworzyłam swoją szafkę, a z niej wypadł liścik.

'Tak bardzo chciałbym Ci wszystko wyjaśnić...
Nie chcę Cię odtrącać mała,
będę czekał na plaży o 19, tam gdzie za pierwszym razem.
                                                                         -Zayn. '

Był tak bardzo sprzeczny. Cały dzień właśnie to robił, a teraz chciał się spotkać? Cóż, sama tego pragnęłam, więc wydało mi się to słuszne. Kiedy po następnej lekcji widziałam się z Lou, nie wspomniałam mu o liściku. Dlaczego? Mogłam mu ufać. A jednak bałam się,że znów wyciągnie pochopne wnioski.
   -Idziemy dziś wieczorem do pubu, obiecuję, że nie tknę alkoholu kochanie. -wyrwał mnie z rozmyśleń
   -Co? A tak.. pub. Wybacz coś mi wypadło, innym razem dobrze? Pójdź z resztą jeśli chcesz.
Pocałowałam go w policzek. Louis odprowadził mnie do domu i poszedł do siebie. Nie obeszło się przed tym bez czułości, miłych słów i podziękowań za kolejną szanse z jego strony. Był taki uroczy. Uroczy to jest najodpowiedniejsze słowo dla niego. Niecierpliwie będąc w domu wyczekiwałam godziny 19. Krzątałam się po kuchni, posiedziałam w salonie i obejrzałam jakiś serial, co chwile spoglądałam na zegarek. Do plaży miałam 30minut drogi, więc kiedy tylko wybiła 18 poszłam się wyszykować. Po co? Przecież to tylko zwykłe spotkanie, żadna randka Karen. Poprawiłam makijaż, przebrałam się, spięłam włosy w koka i wyszłam punktualnie o 18:30. Po drodze rozmyślałam na tym dlaczego właściwe mulat chce się spotkać, tak nagle. A także o tym jakich słów użyć, kiedy będę na niego wrzeszczeć za to, że nas opuścił i zachowywał się jak palant. Byłam już coraz bliżej, kiedy go dostrzegłam. Siedział na skałkach i głowę spuszczoną miał na dół. Kiedy podeszłam by się przywitać, zatkało mnie. Zayn miał rozciętą wargę i siniaka na policzku. Wbił we mnie swój obojętny wzrok.
   -Na co się tak gapisz? -mruknął
   -Co Ci się stało, boże ktoś Cię pobił!? -panikowałam
   -Nie twój interes, nie po to tu chyba przyszłas, prawda?
Był niemiły. A przecież to on chciał mnie tutaj! Tak bardzo go nie rozumiałam. Usiadłam obok niego i obserwowałam. Patrzył przed siebie na fale i nie mówił nic. Milczał. Milczenie było czymś co przy nim wydawało się normalnością. 
   -Zayn, czy to Cię boli? -palnęłam
   -Karen do jasnej cholery nie przyszłaś tu po to! -krzyknął
   -To po co Malik!? Po co, bo ja nie wiem, a Ty tylko milczysz!
   -Masz racje aniołku.
Aniołku? W dodatku powiedział to tak przyjemnym i spokojnym głosem? Co się z nim do cholery działo, swoje nastawienie do mnie zmieniał w ciągu kilku minut. Czułam się zagubiona, a jednak było przyjemnie. Odwrócił twarz w moją stronę, a wtedy siniaki wydały się jeszcze bardziej widoczne. Spojrzał w moje oczy i ponownie wbił wzrok w morze. Nie patrząc na mnie, jakby mnie w ogóle tam nie było powiedział:
   -Pamiętasz kiedy mówiłem Ci czym dla mnie jest miłość? -nie czekał na odpowiedź
   -Znalazłem taką jedną osobę. Niby mówiłem, że kiedy ona cię nie zauważa i nie odwzajemnia twoich uczuć to nic, że boli a ty jesteś nadal szczęśliwy, kiedy ją widzisz... to nie prawda Karen, to tak bardzo boli, że ja po prostu muszę zniknąć. Nie radze sobie. I nie, nie myśl sobie że powiem Ci kto to taki. Nie mówię, że ją znasz, chociaż nie mówię też że nie znasz tej osoby... Chciałem tylko żebyś wiedziała dlaczego się oddalam.
Jego czy zrobiły się smutne i mówił lekkim przytłumionym głosem. Cichutko lecz bardzo wyraźnie.
   -Zayn... przecież wiesz, że możesz na mnie liczyć. Tym razem to ja mogę Ci pomóc. -powiedziałam bez zastanowienia.
   -Nie mała. Ty akurat nie możesz mi nic poradzić. Do zobaczenia niebawem. -ucałował mnie w czoło i odszedł.


*Oczami Zayna*
Co miałem zrobić? Miałem jej powiedzieć prawdę? Bałem się jej reakcji, była taka krucha, taka niewinna. Jej osobowość była zupełnie sprzeczna z jej nazwiskiem. Nie mogłem rozwalić jej życia, przecież była szczęśliwa. Nie mogłem też pozwolić Louisowi winić się za to, że więź między nami została uszkodzona. Przecież w pewnym sensie miał racje. Zabrałem jego dziewczyne....





O TAK! Dziękuję wszystkim którzy czytają te bzdury, 
a jeszcze bardziej tym, którzy się wysilają i komentują . 
No i oczywiście moim dziewczynkom, które tak mnie poganiają <3

twitter @sandruszeek

podoba się? :)





7 komentarzy:

  1. PODOBA SIĘ !!!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Opowiadanie jest po prostu CUDOWNE !!! ;*** Brak słów normalnie... Kiedy będzie nn ?? + Zapraszam http://little-things-one-direction-love.blogspot.com/ : )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. pewnie jutro, a przynajmniej mam taką nadzieje :) dziękuję!x

      Usuń
  3. poganiamy, bo się wciągnęłyśmy ;> cudeńko! ♥

    OdpowiedzUsuń
  4. stara, ale już zabieraj się za kolejny ! amaZAYN!!!!!!!! <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Genialny rozdział, bez dwóch zdań. Nie mogę się doczekać aż dodasz kolejny. <3

    Zapraszam również do siebie. :)
    http://delirium-fanfiction.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nowy rozdział własnie dodany, zapraszam do czytania! x

      Usuń